Oresteja, reż. Jan Klata
11:12Wybierając się na Oresteje w reżyserii Jana Klaty, wiedziałam, że nie będzie to zwykły spektakl. Spodziewałam się czegoś niezwykłego, zaskakującego, jedynego w swoim rodzaju i w przeciągu niecałych dwóch godzin wszystko to otrzymałam
/fot. stary.pl/
Wzrok przebija się przez unoszący w powietrzu pył i kurz. W końcu dostrzega słabo oświetloną scenę, na której panuje zupełna pustka. Wygląda to na miejsce bitwy. Miejsce, na którym jeszcze niedawno byli zwycięzcy i przegrani. Po krótkiej chwili z tej „pustki” wyłania się postać kobiety z rozmazanym makijażem, w białej sukni ślubnej. Jest to Klitajmestra (Anna Dymna), która przy dźwiękach muzyki wykonuje gesty pełne bólu i rozpaczy. Nie wiadomo czy ma ona do ukrycia jakąś tajemnice czy wyraża żal za swoim dawno utraconym mężem. W końcu z tłumu widzów wyłania się Agamemnon (Jerzy Grałek) – jej dawno utracony mąż, który po wielu latach powrócił z wojny. Nie przybył on jednak sam. Wraz z nim pojawiła się i Kassandra. Kiedy Klitajmestra odchodzi z Agamemnonem scena należy już tylko do wieszczki. To ona w przeraźliwych jękach i okrzykach wypowiada przepowiednie, jaka spadnie na bohaterów.
Scena Kassandry jest tylko krótkim
epizodem, wydawałoby się, że nic nieznaczącym. Wnosi on jednak pewien posmak
grozy. Widz z przerażeniem wysłuchuje krzyków i zastanawia się nad słowami proroctwa.
Z jednej strony chce wiedzieć jak będzie ono brzmiała dalej, ale z drugiej
strony ze zniecierpliwieniem oczekuje końca tego epizodu. Nie może już znieść
tej wrzawy. Małgorzata Gałkowska, która wcieliła się w postać wieszczki
wykazała się ogromnym talentem aktorskim. Przez kilkanaście minut jąkała się,
wrzeszczała i wydawała jęki, które trudno byłoby w jakikolwiek sposób
naśladować.
Po zabójstwie Agamemnona Klitajmestra
w wielkim obłędzie wybiega na scenę. Próbując się uspokoić wyciąga papierosy i
zapala jednego. Chór nie daje jednak wytchnienia kobiecie i mówi jej, że
zapłaci za to, co zrobiła. Po kilku chwilach widzimy już Elektrę (Anna
Radwan-Gancarczyk), która płacze nad grobem swojego ojca i woła o pomstę do
nieba. Jej prośby zostają wysłuchane. Obok płaczącej dziewczyny pojawia się
Orestes (Piotr Głowacki), który składa obietnicę pomszczenia ojca.
Warto zwrócić uwagę na postać mężczyzny przed popełnieniem zbrodni. Prezentuje
się, jako osoba słaba psychicznie, która pod wpływem emocji decyduje się na
tak okrutny czyn. Nie jest do końca pewny czy to on powinien pościć śmierć ojca
i czy w ogóle ma na tyle siły. W końcu przy dźwiękach muzyki rusza wypełnić swoją
„misję”. Długo nie musiał czekać na pomstę swojego czynu – zaraz pojawiają się
przy nim trzy boginie zemsty.
Sąd nad Orestesem przypomina teleturniej,
którego prowadzącą jest Atena. Przed rozpoczęciem show pojawia się także Apollo
(Błażej Peszek). Z playbacku śpiewa piosenkę Robbiego Williamsa Feel. Jak
widać z antyczną scenerią nie ma to nic wspólnego, kolorowe światła, skąpo
ubrani uczestnicy programu i wesoła muzyka – właśnie w takiej scenerii dokonuje
się sąd nad Orestesem. Gdy tylko zapada decyzja Atena wraz z Apollem udają się
na „nocne igraszki”. Jeszcze przed zniknięciem ze sceny mamy (niepowtarzalną)
okazję zobaczyć tyłek Błażeja Peszka, który chyba po tym spektaklu zrobi
niemałą furorę.
W spektaklu podoba mi się dosłownie
wszystko: gra świateł, dźwięków, nietypowa sceneria i unoszący się zapach kurzu.
Do tego dorzućmy jeszcze nowoczesne stroje aktorów i mamy spektakl, który na
długie lata utkwi w naszej pamięci. Na specjalną uwagę zasługuje również
chór, który poprzez gesty i ruchy ciała odwzorowuje cierpienia, jakie
towarzyszyły podczas zabójstwa Agamemnona czy Klitajmestry.
Oresteja w
reżyserii Jana Klaty (jak można było się spodziewać) jest niepowtarzalnym i niezwykle
intrygującym spektaklem. To właśnie tutaj nowoczesna subkultura łączy się ze
światem antycznym – tego widz się spodziewał i to dostał. Ale pod tą grubą
warstwą kurzu kryje się jeszcze coś więcej: upadek człowieka i jego wartości, jego
samotność i cierpienie oraz niezrozumienie drugiego człowieka.
0 komentarze