Kabaret Warszawski, reż. Krzysztof Warlikowski
22:32Staramy się nie oglądać w tył. Trwamy w przekonaniu, że możemy uciec od tego, co już było i chcąc nie chcąc nadal trwa. Żyjemy teraźniejszością, nieświadomi tego, że gdzieś za naszymi plecami nadal jest przeszłość. Krzysztof Warlikowski reżyserując Kabaret Warszawski pokazał, że chociaż od pewnych wydarzeń minęło już kilka czy kilkadziesiąt lat to my nadal odczuwamy piętno minionych wydarzeń. Problemy, które były wtedy nadal istnieją, a my nie jesteśmy w stanie o nich zapomnieć
/fot. nowyteatr.org/
Jeden z najciekawszych i najbardziej cenionych reżyserów teatralnych postanowił w zaskakujący sposób połączyć dzieło Johna van Druttena i Johna Camerona Mitchella. Z takiego połączenia musiało wyjść coś wyjątkowego. Kabaret Warszawski to prawie pięciogodzinny spektakl, który łączy niemieckie czasy Republiki Weimarskiej z wydarzeniami 11 września w Nowym Jorku. Bez wątpienia można powiedzieć, że spektakl jest dziełem wielowymiarowym, gdzie główną rolę odgrywa seks, rock i... przeszłość.
Pierwsza część spektaklu przedstawia losy Niemiec, czasy gdy do władzy dochodzili naziści. Poznajemy Sally Bowles, która musi wybierać pomiędzy miłością, a karierą. Targana różnego rodzaju namiętnościami jak i alkoholem, w końcu decyduje się postawić na swoją pasję. Rezygnuje ze wszystkiego w imię sławy. Nie daje jej to jednak szczęścia, a wręcz przeciwnie pogrąża jeszcze bardziej. Kobieta, która za wszelką cenę chciała się wyemancypować, spadła na same dno. W części tej widzimy również nagranie, pokazujące Hitlera, który jest już u szczytu swojej władzy. Co będzie się działo potem, wiemy doskonale. Kwestia losu Żydów w czasie II Wojny Światowej również nie pozostała obojętna Krzysztofowi Warlikowskiemu. Starał się ona za pomocy gry aktorskiej, muzyki i scenerii pokazać wszystko to, co działo się wtedy. Obnażyć całe okrucieństwo wojny.
W drugiej części spektaklu poznajemy Panią Seksuologa (Maja Ostaszewska) - terapeutkę, która mimo swojej profesji w sprawach łóżkowych wcale sobie nie radzi. Kobieta próbuje pomóc dwóm mężczyzną w związku, dla których homoseksualizm nie jest łatwą sprawą - zwłaszcza w odniesieniu do społeczeństwa. Terapeutka chcąc pomóc sobie i swoim „podopiecznym” wchodzi w otoczenie ich znajomych. Tutaj odkrywa tajemnice, których nigdy nie odkryłaby w swoim poukładanym życiu. W tej części spektaklu główną rolę odgrywa seks, a raczej chęć dotarcia do najgłębszych zakątków rozkoszy. Kiedyś był to temat tabu, dzisiaj stał się tematem powszechnym. Tematem, który próbuje pokazać różnice naszej seksualności i nauczyć nas tolerancji.
W Kabarecie Warszawskim pojawia się również performance, gdzie dwoje aktorów: Małgorzata Hajewska-Krzysztofik i Claude Bardouila grą ciała próbuje przedstawić atak na World Trade Centre. Dzięki ich ruchom i gestom mamy okazję zobaczyć cierpienie ludzi, którzy stracili bliskich. Mamy okazję poczuć cały ból, jaki spadł na Nowy Jork w dniu 11 września. Warto zwrócić uwagę, że reżyser pominął wszelki aspekt polityczny, jaki towarzyszył temu wydarzeniu, a skupił się tylko i wyłącznie na tym co czuli ludzie. Przedstawił Nowy Jork oczami jego mieszkańców.
Wydaje się, że spektakl odnosi się do przeszłości, jednak odkrywając jego ukryty sens dostrzegamy, że tak naprawdę mówi on o tym, co jest teraz. O tym, co dzieje się w dzisiejszym świecie. Pokazuje, że na przestrzeni tak wielu lat, my wciąż pozostajemy tacy sami. Nie zmieniliśmy się ani trochę, wciąż popełniając te same błędy.
W końcowej części spektaklu ustami Jacka Poniedziałka padają pytania które wywierają na odbiorcę ogromy wpływ: czy jest w tym mieście dobry teatr?; ilu jego mieszkańców ogląda porno?; jak często uprawiacie seks? I chociaż pytania te pozostają bez odpowiedzi, to sam reżyser osiągnął swój cel – pobudził swoich odbiorców do refleksji, zmusił ich do przemyślenia pewnych spraw. Ja sama, aby napisać cokolwiek o tym spektaklu musiałam go przetrawić i przedyskutować, i to kilkakrotnie. Za każdym razem musiałam rozkładać go na drobne części, ale w końcu się udało. W końcu odkryłam sens spektaklu Warlikowskiego.
0 komentarze