Jan Klata zwany politykiem teatru
20:45Kontrowersyjny, awangardowy, zbuntowany – tymi trzema słowami w skrócie można opisać całego Jana Klatę. Reżysera, wokół którego ostatnimi czasy wybuchają „wielkie” skandale. Teraz jest chyba lepiej znany, jako Dyrektor Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, niż jako ceniony i szanowany reżyser, a przecież tak być nie powinno
/fot. tokfm.pl/
Jan Klata przez wielu zwany Politykiem Teatru urodził się 24 lutego
1973 roku. Już we wczesnej młodości wykazywał ogromny potencjał reżyserski. W
wieku dwunastu lat opublikował sztukę Słoń
zielony, która została wydrukowana w czasopiśmie literacko-artystycznym Dialog, a potem zaprezentowana w kraju i
za granicą; w 1992 roku opublikowany został też tomik, w którym można znaleźć
młodzieńcze utwory reżysera.
Ogromne zdolności i talent
artystyczny pchają Jana Klatę na Wydział Reżyserii w Warszawie, z którego po
dwóch latach rezygnuje, aby przenieść się do krakowskiej PWST im. Ludwika
Solskiego. Skończenie studiów nie zagwarantowało młodemu reżyserowi „ciepłej
posady” w którymkolwiek z teatrów. Dlatego też musiał zająć się czymś zupełnie
innym. Czymś, co od spektakli odciągało go daleko. Pracował m.in. jako
copywriter czy dziennikarz muzyczny. Jan Klata utknął w próżni, z której nie
potrafił się wydostać, dopiero jego obecna żona zmotywowała go do działania.
Kobieta miała zwrócić się pewnego dnia do mężczyzny – coś niedobrego się z tobą
dzieje, tobie brzuch rośnie[1].
/fot. www.rmf24.pl/ |
Słowa te musiały wywrzeć niemały
wpływ na reżysera, bo za ich pomocą narodziła się sztuka Uśmiech grejpruta, która została wysłana na wrocławski konkurs EuroDrama. Klata nie podpisał się
jednak własnym imieniem i nazwiskiem tylko przybrał pseudonim Grzegorz Jarzyna. Rozstrzygnięcie
konkursu było dla samego zainteresowanego bardzo korzystne gdyż dramat został
wyróżniony. Przed wystawieniem tej sztuki reżyser miał już za sobą pierwszą
samodzielną realizację, którą był Rewizor
Mikołaja Gogola wystawiony w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego
w Wałbrzychu. Miesiąc po tym spektaklu oglądaliśmy już Uśmiech grejpruta w Teatrze Polskim we Wrocławiu, w którym Klata
demaskował współczesne media i świat gdzie priorytetem jest pogoń za karierą.
Od tych dwóch sztuk wszystko się
zaczęło. Potem poszło już szybko. Spektakle Klaty zaczęły przyciągać coraz
szerszą publiczność, ale jak to w życiu bywa nie wszystkim podobało się to, co
reżyser „wyprawia” na scenie. Wbrew wszystkim głosom sprzeciwu wobec twórczości
polityka teatru postanowiono w grudniu 2005 roku zorganizować Klata Fest, czyli Festiwal Twórczości Jana Klaty. Cała impreza odbyła się w Warszawie,
gdzie przez cały tydzień w teatrach prezentowano spektakle Klaty. Miało to być
wielkie wydarzenie i było. Niestety nie w pozytywnym znaczeniu. Plakaty
obwieszczające wydarzenie zalepiły „całe” miasto, wizerunek Klaty był tak
powszechny, że ludzie nie chcieli już na niego patrzeć. Tydzień spektakli Klaty
podzielił publiczność na dwa obozy: zwolenników i przeciwników. Doszło do „małego”
konfliktu i od tamtej pory o Klata Fest już nie słyszano. Wydarzenie zniknęło z
kalendarza imprez kulturalnych.
/fot. www.kultura.newsweek.pl/ |
Jan Klata to nie jest cichy i
spokojny człowiek – to człowiek zbuntowany, któremu dorosłość jest obca. Jego
styl określa się, jako „dziwaczny”, unikając słowa „dziwny”, chociaż większość
osób zapewne tak chciałaby powiedzieć. Ktoś kiedyś napisał, że jest „największym
wojownikiem nowego teatru” i ja bez dwóch zdań, w pełni świadomie podpisuję się
pod tym stwierdzeniem. Reżyser miał po prostu dość otaczających go tajemnic i
postanowił wyciągnąć na powierzchnię wszystkie tematy tabu, jakie obowiązują we
współczesnym społeczeństwie. I tak przedmiotem jego zainteresowań stała się
społeczna rzeczywistość, a co za tym idzie zaślepienie konsumpcyjnym stylem
życia, kryzys religii i upadek wartości.
Teatr Klaty to najprościej mówiąc
krytyka systemu społecznego, gdzie zaangażowany reżyser stara się zdemaskować
niewygodne treści. Dzieła rozbijane są na poszczególne elementy, a każdy z tych
elementów ubrany w inną formę zostaje zinterpretowany w pełnym tego słowa
znaczeniu. Żaden z przedstawianych tematów nie jest dla Jana Klaty obcy. Zdarza
się, że z premedytacją uderza on we własne przekonania, aby podjąć próbę
ocalenia wartości przez ich sprofanowanie[2].
I niezależnie od sytuacji zawsze pozostaje wierny swoim poglądom. Krótko mówiąc
Jan Klata jest bacznym obserwatorem wszystkiego, co dzieje się wokoło. Jak sam
kilkakrotnie podkreślał kocha Polskę
i właśnie przez to, że tak mu na niej zależy widzi to, czego nie dostrzegają „zwykli
śmiertelnicy”.
W zakończeniach swoich sztuk Klata
nigdy nie udziela gotowych odpowiedzi. Nie narzuca swojego zdania, nie
proponuje rozwiązań. Zostawia zakończenie i jego interpretację odbiorcy. Zmusza
go do głębszej refleksji, do zastanowienia się nad przeżytą sztuką. Dlatego
też spektakle rezysera nigdy nie są obojętne. Nie ma jednak zdania
pośredniego, albo jest twarde tak, albo twarde nie i nic poza tym. Wspominając o Klacie grzechem byłoby
nie nawiązać do konfliktu, jaki wybuchł wokół Narodowego Teatru Starego, ale
tak naprawdę, po co? Cała ta sprawa opiera się na walce prawicy z lewicą, w
którą gdzieś po drodze wplątały się media mając z tego niezłą pożywkę. – To, co robimy w Starym, przypomina pracę
snajpera, detonujemy konflikty, abyśmy, jako społeczeństwo nie wpadli na miny
– powiedział Jan Klata i tak to chyba już z tym nowym Starym jest.
2 komentarze