H(2)O, projekt: Anna Rakowska i Piotr Miszteli pod opieką artystyczną prof. Mirosława Kocura
00:15Na próżno szukać prawdziwego Szekspira w tej sztuce. Na próżno szukać w nim też prawdziwego Hamleta i prawdziwej Ofelii. Spektakl H(2)O, który jest autorskim projektem Anny Rakowskiej i Piotra Miszteli (nie zapominając dodać, że powstał pod opieką artystyczną prof. Mirosława Kocura) to żadna tam próba naśladowania arcydzieła teatru elżbietańskiego. To raczej godna uwagi „podróż” w głąb psychiki ludzkiej i tego, co w niej kryje się najgłębiej
/fot. Joanna Stoga/
Zaczyna się „oficjalnie, formalnie” z lekką dozą tajemniczości i strachu zarazem. Poznajemy Hamleta, który w pełnym skupieniu informuje widzów o tym, co zaraz zobaczą na scenie. Jednocześnie przestrzega przed jakimkolwiek śmiechem, ponieważ „sztuka ta będzie bardzo poważna”. I w tym momencie zaczyna wszystko przewracać się do góry nogami. Przybyli oczekujący na sztukę prosto z Teatru Narodowego, przy której będą mogli uronić niejedną łezkę, szybko pożegnali się z tym wyobrażeniem. Prawdę mówiąc Szekspira w tej sztuce nie zobaczył nikt…
O losach sławnej Ofelii, a raczej jej sławnym szaleństwie powinien słyszeć każdy – nie na jednym obrazie i w niejednym filmie pojawił się ten motyw. Wiadomo, dlaczego oszalała, ale jak do tego doszło nie wie nikt. Spektakl H(2)O odwołał się do tych właśnie początków, przedstawiając jak na tacy całą psychikę bohaterki i bohatera zarazem. Kiedy poznajemy naszą parę kochanków widzimy ich, jako tych naprawdę zakochanych. Jednak już ich pierwsze zetknięcie powoduje spięcie i to dosłowne, bo dotyk ciał Hamleta i Ofelii wywołuje dźwięki spięcia elektrycznego jasno sugerując, że coś tutaj wyraźnie nie gra. I tak kilka razy aż w końcu doszło do słynnego spotkania kochanków. Na dobry początek wyznanie miłości, a potem chyba jedno z ważniejszych pytań w całej szekspirowskiej sztuce: pytanie o ojca Ofelii. Gdzie on jest – „w domu” bez najmniejszego zająknięcia mówi Ofelia.
Akcja jakby zatrzymuje się w tym miejscu, a my przenosimy się na przesłuchanie Ofelii. Przesłuchanie, którego dokonuje sam Hamlet, ujawniając jednocześnie swoje najgorsze cechy. Nie odpuszcza, wymuszając na kochance, żeby w końcu powiedziała to, co on sam chce usłyszeć. W kółko powtarzające się pytania doprowadzają w końcu kobietę na skraj wytrzymania nerwowego. Nigdy Ci nic nie dałem i nigdy Cię nie kochałem – mówi Hamlet. Te słowa to jak wbicie noża w samo serce kobiety.
Po licznych zniewagach Ofelia mimo wszystko nie odpuszcza. Próbuje odzyskać Hamleta, który pozostaje niewzruszony na jej ciche błagania – on tylko, co jakiś czas „dyskretnie” insynuuje, że może by tak Ofelia się utopiła. Kiedy zrozpaczona kobieta pyta go o powtórzenie tych słów, milczy jakby nie wypowiedział ich nigdy. Co gorsze, żaden zabieg Hamleta nie odpycha od niego Ofelii. Nawet próba wywołania zazdrość w kobiecie nic nie daje. Ona nadal prosi i błaga. Chce żeby przestał. Chce żeby z nią był. Kobieta bez wahania rzuca się do nóg Hamleta prosząc o litość. Gest, który sprawia, że na zawsze stając się już jego poddaną. Samego ojca Ofelii w sztuce jest mało. Nie gra on tutaj żadnej poważnej roli, po prostu istnieje. Zarówno w świadomości Ofelii, jak i Hamleta. I na tym koniec. Stał się on pewną granicą, który wyznacza „miłość” tych dwojga. Bez niego nie byłoby ani miłości, ani szaleństwa.
Ważną rolę odegrali w spektaklu widzowie, którzy stali się „trzecim aktorem” decydującym o dalszych losach Ofelii. To oni mieli wybrać, czy będą „plumkać” na kobietę, jednoznacznie sugerując jej, że musi utonąć czy nie. Śpieszę z małym wyjaśnieniem tego całego „plumknięcie” (samo słowo tak mi się spodobało, że użyć go tutaj musiałam). Część widzów otrzymała od Hamleta kubki z wodą – marzenia o napiciu się tej wody rozwiały się szybko – na jego życzenia trzeba było pryskać po szalonej już Ofelii. Kto chciał uśmiercić Ofelie miał wykonać ten gest. Miał po prostu „plumkać”. Nie zrobił tego nikt. Szekspirowskie dzieło nie dopełniło się do końca.
Przez cały czas trwania spektaklu widzowie mocno zaangażowani byli w to, co dzieje się na scenie. Aktorzy w każdy możliwy sposób zachęcili do zagrania w ich spektaklu, a publiczność bez większego opierania się poszła za ich głosem. Wzięli udział w teleturnieju, przechowali tajemnice Ofelii, zadecydowali o tym, co miało się wydarzyć. Chęć wzięcia udziału w tym, co działo się na scenie była ogromna i nie było żadnej bariery, która by przed tym kogokolwiek powstrzymała.
Miało być poważnie, a było zabawnie. Sztuka od samego początku dawała sygnały o tym, że będzie absurdalna, figlarna i żartobliwa i tak też ją odebrano. Ale kiedy tylko opuściło się teatr od razu pojawiła się głębsza refleksja nad drugim dnem tego spektaklu. I tego „drugiego dna” było dużo więcej. Oglądając spektakl H(2)O każdy z zebranych mógł na swój własny sposób wniknąć w psychikę bohaterów podejmując się prób zrozumienia motywów ich postępowania i zachowania. Psychika ludzka została tutaj podzielona na najmniejsze z możliwych kawałków kreśląc ramy współczesnego człowieka, jego problemów i rozumienia świata. Nie obyło się też oczywiście bez komentarza wymierzonego prosto w teatr współczesny, który bez „fajki” na scenie i nagości „nie istnieje” oraz insynuacji, że o prawdziwym Hamlecie Szekspira już dawno zapomniano – bo kto coś takiego będzie czytać?
0 komentarze