Synek, reż. Maciej Podstawny
13:17Nie ma nic gorszego niż Ślązak w Warszawie – rzuca przelotnie aktor do publiczności, na której reakcje nie trzeba było długo czekać. Słowa Ślązak, Warszawa już wywołują głośny śmiech. Ale kiedy tak o nich myślimy raz drugi i trzeci to zauważamy, że tak naprawdę, to nie ma nic gorszego niż obcy człowiek, w twoim, moim, czy naszym mieście. Drugie dno prostego i błahego zdania ukryte będzie w każdym zdaniu w monodramie Synek. Bo cały ten spektakl to jedna wielka alegoria do nas, do świata, do życia
/fot. kopalniaguido.pl/
Był Śląsk. Prehistoria, Śląsk. Miłość, Śląsk. Samotność, Śląsk. Wstyd, Śląsk… – dużo tych obliczy Śląska było, a każde tak różne od poprzedniego do poprzedniego nawiązywało, z poprzednim się łączyło. Śląsk może i różny, ale jeden i dla wszystkich wspólny. Był też on Ślązak z krwi i kości, który wędrując po świecie szukał swej tożsamości i przynależności narodowej. Wyruszył w daleką wędrówkę, żeby odnaleźć to słynne, znane z marzeń: swoje miejsce na ziemi. I jakkolwiek by to nie zabrzmiało, to tak właśnie było. Niekończące się poszukiwania. Niekończąca się podróż. Niekończąca się walka. Wszystko było niekończące się, bo bez odpowiedzi, bez rozwiązania, bez zakończenia. Poszukiwania tożsamość i przynależność stały się słowami tak silnie zakorzenionymi w ciele i umyśle, że odnalezienie ich było celem najważniejszym. Dopóki one się nie odnajdą, nie odnajdzie się również miejsce na ziemi.
Nawoływanie fok, szelest foli spożywczej – nietypowy pomysł na rozpoczęcie spektaklu, którego nie spodziewał się nikt, a już na pewno nie ten, kto przeczytał opis promujący spektakl. Ale tak właśnie było. Ja bym to nazwała wprowadzeniem do tematu, który z biegiem trwania monodramu rozwinie i zakończy się samo. Reszta wydarzeń potoczy się wokół Marcina Gawła, który wcielając się w rolę śląskiego synka, ruszy w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania egzystencjalne. Podróż do najbardziej odległych zakątków świata nie pozwoli jednak na odnalezienie tych odpowiedzi, a jeszcze bardziej pogrąży w rozmyślaniach o nich.
Mamy Śląsk, mamy mowę śląską, mamy też Ślązaka, a gdzieś obok tego pojawia się pojęcie tożsamości narodowej, które trzeba odnaleźć. Ale jak skoro nawet papież pozdrawiający narody w wielu językach, językiem śląskim nigdy nie pozdrowi? A może po prostu zapomnieć o tym, że się jest Ślązakiem i udawać kogoś innego? Jednego można być pewnym, to też się nie sprawdzi, bo przywiązanie do miejsca, z którego się pochodzi jest dozgonne. Spektakl Synek w reżyserii Macieja Podstawnego bez wątpienia był opowieścią o Śląsku, ale czy tylko o nim? Bo kiedy tak wsłuchujemy się w słowa aktora zaczynamy w nich dostrzegać siebie, swoje zachowania, swoje rozterki i swoje pytania. Wchodzimy do tej machiny egzystencjalnej, w której rozważania na temat Śląska, stają się rozważaniami na temat nas samych.
Poruszana tematyka, która w Polsce od wielu już lat budzi różne emocje, tutaj stała się zabawna i komiczna. Widz śmieje się z podróży śląskiego synka, równocześnie, nie zdając sobie sprawy, że śmieje się z siebie. Bo kiedy następuje zwolnienie blokady, a my zostajemy wyrzuceni z maszyny losującej i pozostawieni sami sobie, z dala od reszty, to pojawiają się te same emocje, które towarzyszyły w monodramie głównemu bohaterowi. Samotność, odseparowanie, wykluczenie.
Wraz z rozwojem spektaklu scenografia (Bartłomiej Latoszek), która z pozoru wydawała się chaotyczna, bo podzielona na fragmenty, stała się jednością. Stała się miejscem, do którego bohater w danej chwili przybywa. Miejscem jego przeżyć i licznych opowieści. Całej wędrówce jak i samemu bohaterowi towarzyszy muzyka, która równie zmienna jak jego przeżycia. I w końcu kostium, czasami normalny codzienny strój, a czasami połączony ze strojem pływackim – taka mała niecodzienność dla widza. Każdy detal, każdy szczegół, wszystko, co widz widzi, słyszy, a potem czuje na scenie jest przemyślane w najdrobniejszych szczegółach. Kiedy do całości dokomponujmy jeszcze przeżycia z dzieciństwa Marcina Gawła, trochę jego tekstów i tekstów Zbigniewa Stryja i Zbigniewa Kadłubka, to dopiero wtedy zobaczymy jak z różnych elementów powstaje jedna całość. Całość, która pociąga ze względu na: użyty w niej język śląski, grę aktorską Marcina Gawła i niecodzienność tematu.
Reżyser wymyślił doskonały monodram, a aktor doskonale go zagrał. Wykorzystując elementy z kultury Śląskiej, przenieśli widza we współczesność opowiadając z przymrużeniem oka o nas; o społeczeństwie, które nieustannie się zmienia zatracając w nowościach świata dzisiejszego, odrzucając tradycję i tym samym kulturę swojego pochodzenia. Oglądając spektakl dostrzega się ogrom pracy, jaki został w niego włożony. I cóż więcej można powiedzieć o czymś, co już od pierwszych chwil wzbudza szczyptę zainteresowania, szczyptę zaintrygowania i szczyptę podziwu, to po prostu trzeba zobaczyć.
/fot. www.kopalniaguido.pl/ |
0 komentarze