Zawód aktor, czyli jak realizować marzenia. Wywiad z Sebastianem Świerszczem

07:23

Kiedy był dzieckiem po głowie chodził mu pomysł zbudowania maszyny parowej. Marzył także o nagrodzie Nobla w dziedzinie fizyki. Dziś nie zobaczymy go eksperymentującego w laboratorium, tylko na scenie, w teatrze. A wszystko za sprawą lekcji języka angielskiego, na której to zdecydował, że chce zostać aktorem

/fot. Marcin Chochlew/

Agnieszka Kobroń: Co skłoniło cię do podjęcia nauki w technikum elektrycznym, a następnie zdawania do szkoły aktorskiej? To dość duża zmiana planów zawodowych.
Sebastian Świerszcz: Wydaje mi się, że pójście do technikum elektrycznego wynikło z narad rodzinnych, na pewno nie z mojej pasji. Mój tata i brat skończyli tę szkołę i to pewnie też był jakiś powód. Musiałem podporządkować się temu, co podrzucili mi rodzice. W całej tej sytuacji jest jednak pewien paradoks. Skoro rodzice namówili mnie na taką właśnie szkołę, a ja się zgodziłem, to potem w kwestii moich dalszych planów, czyli zdawania do szkoły aktorskiej nie mieli już nic do gadania. Prawdę mówiąc w technikum elektrycznym robiłem bardzo dużo rzeczy, żeby zaistnieć, jako działacz społeczny, żeby nie dać się tej szarej rzeczywistości, jaka tam panowała (śmiech). Zrobiłem nawet konkurs na sztukę teatralną. Wolałem otaczać się światem teatru i wyobraźni, co sprawiało, że różniłem się znacznie od moich kolegów. Każdemu z nas pisany jest jakiś los i jeżeli bardzo chcemy zrealizować swoje marzenie to mimo różnych trudności to się dzieje. Mnie pisane było aktorstwo, pokonałem przeszkodę jaką było technikum elektryczne i podjąłem ryzyko podążania za marzeniami.

Skoro jednak rodzicom udało się przekonać ciebie do nauki w technikum elektrycznym, to musiałeś lubić trochę ścisłe kierunki?
Chęć zostania aktorem narodziła się podczas ostatniej lekcji języka angielskiego w ósmej klasie, ale kiedy znajomi rodziców pytali mnie, kim chcę być to mówiłem, że chcę dostać Nobla z fizyki, bo ona mnie bardzo fascynowała. Moim marzeniem było nawet zbudować maszynę parową.

To jak zareagowali twoi rodzice kiedy im powiedziałeś, że idziesz do szkoły aktorskiej?
Nie za bardzo mieli już coś do gadania. Zresztą wydaje mi się, że jak skończyłem osiemnaście lat to rodzice odpuścili i przestali chcieć mnie wychowywać.

W biografii, jaką znalazłam na twoim blogu pisze, że wstępując do Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie rozpocząłeś zupełnie nowy rozdział w życiu. Co to za „nowy rozdział”? Rozdział wkroczenia na drogę aktorską?
Ten nowy rozdział obejmuje moje usamodzielnienie się, podążenie drogą realizacji marzeń i porwaniem się na zdawanie do szkoły aktorskiej. Nie mam żadnych tradycji aktorskich w rodzinie, ale mimo wszystko postanowiłem zdawać do szkoły teatralnej i byłem w tym działaniu bardzo konsekwentny. Po nieudanych egzaminach poszedłem do studium aktorskiego w Olsztynie. I tam przeszedłem prawdziwą szkołę teatru, którą dopiero teraz doceniam. Poznałem w niej, co to znaczy teatr i praca w nim. Mimo wszystko nie poddałem się i po raz drugi postanowiłem zdawać do szkoły teatralnej, wtedy się udało.

Jakie doświadczenia, które zdobyłeś w trakcie trwania studiów były dla ciebie najważniejsze?
To było bardzo wiele cennych doświadczeń. Ale niewątpliwie poznanie Pani Profesor Mai Komorowskiej, która uczyła mnie przez cztery lata i poświęciła bardzo dużo swojego czasu i uwagi. Potem była Irena Jun wspaniała aktorka, z którą miałem okazje współpracować. Bardzo ją cenię. Jak mam jakiś problem artystyczny to wiem, że mogę się jej poradzić. Ogromną sympatią darze też prof. Aleksandrę Górską. W ogóle bardzo dobrze czułem się w szkole teatralnej. Fantastyczny czas, który skończył się trochę takim przygnębiającym momentem. Miałem zagrać dużą rolę w spektaklu dyplomowym, ale okazało się, że ktoś inny ją zagra. Trochę zabolała mnie cała ta sytuacja i dlatego też postanowiłem wynieść się z Warszawy do innego miasta, i tym miastem był Wrocław.

Byłeś w stu procentach pewny, że chcesz wyjechać z Warszawy?
To jest ciekawe, dlaczego tak zrobiłem, prawda? Po tych wydarzeniach ze szkoły teatralnej podjąłem starania, żeby dostać pracę w jakimś innym mieście. Najbardziej zależało mi na Wrocławiu i Poznaniu. Z Poznania szybko jednak zrezygnowałem, jakoś nie zachwyciło mnie to miasto, dlatego skupiłem się na Wrocławiu. W między czasie dostałem jeszcze propozycje pracy w teatrze w: Gdyni, Zakopanem i Bydgoszczy. Ale ostatecznie wybrałem Wrocław. Tam było bardzo dobrze, ale brakowało mi pracy w radiu, moich kolegów, warszawskich teatrów.

/fot. Magdalena Kuc/

To co się stało, że wróciłeś do Warszawy?
Wrocław okazał się nie być miastem, w którym chciałem zapuścić swoje korzenie na dłużej. Więcej tych korzeni zapuściłem w Warszawie, dlatego też wróciłem. A propozycja Macieja Englerta o pracy w Teatrze Współczesnym w Warszawie została ponowiona, co bardzo mnie ucieszyło i już bez wahania z niej skorzystałem. I jestem w tym teatrze do dziś.

Jesteś zadowolony ze swojej decyzji? Nie chciałbyś wracać do Wrocławia?
Wiem, że we Wrocławiu miałem bardzo dobrze, bo przede wszystkim grałem dużo. W Warszawie gram mniej, ale za to częściej. Na pewno nie żałuję. Wiem, że zmiany są dobre i potrzebne. Zresztą... taki jest zawód aktora (śmiech).

Ale zawodu aktora nie planujesz zmienić?
Kiedy byłem w szkole teatralnej na II roku to zadałem sobie takie pytanie: co się stanie jak mi się nagle odwidzi?, kim ja wtedy będę? Od tego momentu minęło już dwanaście lat, a ja nadal chce być aktorem. Ale za to dzięki wiedzy, jaką zdobyłem w technikum naprawiam gniazdka sąsiadom, albo pomagam znajomym naprawiać jakieś sprzęty. Wyrosłem z rodziny, która zajmowała się liczbami. Ale jako młody człowiek zrozumiałem, że marzenia trzeba realizować.

Obecnie grasz w spektaklu Hamlet w Teatrze Współczesnym w reżyserii Macieja Englerta, masz już w planach jakieś kolejne role teatralne?
Teraz pracujemy z kolegami: Czarkiem Jankowskim, Marcinem Chochlewem i Piotrem Zieniewiczem nad sztuką Pod lodem Falka Richtera. Poza tym zawsze coś się w radiu dzieje np. słuchowiska czy dubbingi.

Oprócz aktorstwa masz także inną pasję, jaką jest żeglarstwo. Skąd zainteresowanie właśnie takim sportem?
Mój tata pracował na Wydziale Oceanografii na Politechnice Gdańskiej i sam budował łódki, to było jego hobby, które udzieliło się również mnie. Od ósmego roku życia spędzałem wakacje na Mazurach na żaglach i to tata uczył mnie żeglarstwa. Do dzisiaj uważam, że metafora łódki to taka metafora i aktorstwa i życia (śmiech).

Brałeś kiedyś udział w jakiś zawodach żeglarskich czy na to się już nie porywasz?
Związek Zawodowy Aktorów organizuje Żeglarskie Mistrzostwa Polski Aktorów i chętnie biorę w nich udział. W 2008 roku zająłem ostatnie miejsce i dostałem hulajnogę, to taka przechodnia nagroda. W tym roku taką samą nagrodę otrzymał Mirek Zbrojewicz. Pomyślałem wtedy, że może pora zrobić regaty wszystkich aktorów, którzy dostali hulajnogę za ostatnie miejsce i wtedy okaże się kto naprawdę na nią zasługuje (śmiech).W tegorocznej edycji byłem 17 na 28 startujących załóg.

Muszę jeszcze zapytać o twojego bloga. Ostatni wpis, jaki można na nim znaleźć jest z dnia 15 lipca 2013 roku. Dlaczego zawiesiłeś „działalność”? Ja chętnie bym poczytała.
Rzeczywiście zawiesiłem swoją działalność, bo to wymaga dużo pracy. Nie miałem czasu, trochę z lenistwa, a trochę z tego że to wymaga skupienia. Teraz mam żal do siebie, że przestałem pisać. Ale wracam (śmiech)! I miło mi, że zadałaś takie pytanie. Dziękuje.

Nie ma za co. Na koniec moje ulubione pytanie (śmiech). Zastanawiałeś się kiedyś, co by były gdybyś jednak został elektrykiem?
Myślę, że miałbym dużo pieniędzy, dużą rodzinę i pewnie byłbym takim szalonym elektrykiem. Bo aktorstwo łączy w sobie wiele dziedzin, a ja lubię takie połączenia i pewnie jakbym był elektrykiem to nie poprzestałbym na podłączaniu kabli, ale wymyślał jak podłączać je lepiej (śmiech). Może bym się sprawdził. Cieszę się jednak, że jestem tym, kim jestem. Tak po prostu miało być. I ja nie zadaję sobie pytanie: co by było gdyby.

…ale ja musiałam zapytać.
Każdego aktora elektryka o to pytasz (śmiech)?

Nie znam, żadnego aktora, który skończył technikum elektryczne (śmiech).
To teraz już znasz.

/fot. archiwum Sebastiana Świerszcza, spektakl Sen Eurydyki/
Zachęcam również do odwiedzenie bloga Sebastiana Świerszcza www.sebswierszcz.blogspot.com – ja już jestem stałą czytelniczką.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE