Lubiewo, reż. Piotr Sieklucki

11:45

Chociaż o rozrywce tutaj mowa, to po raz pierwszy nie będzie ona spłycona do granic możliwości, a jej priorytetem nie okaże się jedynie zabawa publiczności. Nie będzie upraszczać i zubażać, tylko bezpośrednio i bezceremonialnie (z humorem przede wszystkim) poruszać najważniejsze tematy homoseksualizmu. Tyle, że w tym spektaklu słowa nabiorą wyrazu mocniejszego, przedstawią świat pedałów i ciot, i to dosłownie. Zabraniając jednocześnie mówić o gejach, bo oni już są z fazy emancypacyjnej

To jest właśnie mój Pamiętnik z powstania pedalskiego i mam nadzieję, że nikt nie będzie próbował go na powrót "upolitycznić" – napisał na swojej stronie Michał Witkowski (który obecnie znany jest szerszej publiczności ze swoich niekonwencjonalnych strojów, jako Miss Gizzi, blogerka modowa) w odautorskim (i jedynym) posłowiu do Lubiewa. Nie szczędząc uwag w kierunku mediów pokrótce zaprezentował swoją książkę i wskazał kierunek jej prawidłowego odbierania, której głównym celem i założeniem zarazem jest ukazanie pedalskiego świata. Świata „ciot” z czasów PRL-u. Witkowski z nadmiarem wulgaryzmów opowiedział czasami bardziej, a czasami mniej zbliżone do prawdy historie mające złożyć się na „ciotowski Dekameron”. Idąc śladem pisarza reżyser, Piotr Sieklucki przyłączył się do opowiedzenia o tym mało znanym świecie. Utrzymując identyczną konwencję, jaką narzucił Witkowski serwował widzom idealnie podane na tacy pikantne opowieści z życia Patrycji (Janusz Marchwiński) i Lukrecji (Paweł Sanakiewicz).

Z pełną świadomością ironii i trafności reżyser odkrywał „zakazany” świat, który widzowie oglądali z wypiekami na twarzy i z jeszcze większymi wypiekami słuchali szczegółów z życia erotycznego pedałów – nie stosować słowa „gej”, które odnosi się już do fazy emancypacyjnej, do homoseksualistów, którzy są elegancikami bawiącymi się w kawiarniach. Patrycja i Lukrecja to jeszcze to stare pokolenie niepracujące, żyjące w biedzie, noce spędzające w parkach i nieustannie wspominające czasy minione i młode ciała „niedoświadczonych” chłopców. Świetnie zagrana rola Pawła Sanakiewicza i Janusza Marchwińskiego zatarła myślenie o nich jako o aktorach, tylko mocno ryła w umysłach przedstawiane postaci. W sztuce widziało się tylko Patrycję i Lukrecję i nic poza tym. To oni stali się jak żywcem wyjęci z powieści Witkowskiego i szczerze mówiąc, nie wiem, jak teraz mogłabym wyobrazić sobie te dwie postacie, bo już inaczej niż przez pryzmat aktorów nie potrafię. Na scenie można było podziwiać jeszcze wyrzeźbione ciało i sugestywne ruchy Jarka Widucha, którego postać była największym pragnieniem erotycznym Patrycji i Lukrecji, ulotnym marzeniem nie do schwytania.

Wiszący na ścianie obrazek świętej rodziny cały czas towarzyszył intymnym opowieściom bohaterów. I tak naprawdę poza nim ciężko było cokolwiek w scenografii zobaczyć. To on wyróżniał się szczególnie ze względu na tematykę i przez blask jaki z niego emanował. Bo kiedy wszystkie światła gasły on nadal odbijał się blaskiem i świecił, jakby sprawował opiekę nad Patrycją i Lukrecją. To on kluczowo stanowił centrum ich mieszkania, które było żywcem ściągnięte od jakiejś starsze pani w moherowym berecie. Porozwieszane nad głowami ubrania, stara kanapa i sterta walających się niepotrzebnych przedmiotów, tak przedstawiała się ta niewielka scenografia (Łukasz Błażejewski) na tle szarości ścian, które dały jej prawo do wczucia się w życie postaci, nie bojąc się ukazać ich prawdziwej doli. Tylko realizacja świateł (Marek Kutnik) psuła całe wrażenie. Była niedopracowana. Mało przekonywująca. I ośmielę się powiedzieć, że nijaka, bez żadnego polotu.

W gorzkim sarkazmie i kąśliwości, trzymając za rękę publiczność została przeprowadzona po świecie peerelowskich ciot. Nie szczędząc dobrego humoru i prawdy, która w tym spektaklu potrzebna była jak nigdy. To ona spodobała się najbardziej, bo publiczność głośno wyrażała swoją aprobatę dla sztuki, chichotając co kilka sekund. Nie mogąc powstrzymać się przed śmiechem i dobrym humorem, które Lubiewo dawkowało w nadmiarze. Koniec jednak już tak wesoły nie był. Kiedy zapadł mrok, a wszystko jakby umarło, na scenie w ciemności powagi pojawił się taniec. „Taniec ze śmiercią” wyrażający rozpacz i tragizm w najgorszej swojej postaci.

/fot. www.teatrnowy.com.pl/
Lubiewo (wg powieści Michała Witkowskiego)
Teatr Nowy w Krakowie
reżyseria: Piotr Sieklucki
scenografia: Łukasz Błażejewski
ruch sceniczny: Mikołaj Mikołajczyk, Jarek Widuch
reżyseria światła: Marek Kutnik
obsada: Paweł Sanakiewicz, Janusz Marchwiński, Jarek Widuch, Krystyna Czubówna (narrator)

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE