Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu, reż. Joanna Szczepkowska

09:00

Warszawskie teatry zamknęły przed nią drzwi. Kraków, a właściwie dyrektor Teatru Łaźnia Nowa, Bartosz Szydłowski otworzył nowe. Zdecydował się w swoim teatrze wystawić autorski spektakl Joanny Szczepkowskiej. Wiadomość o tym obiegła media w zaskakująco szybkim tempie. Z niecierpliwością czekano aż spektakl będzie gotowy. I stało się. Szczepkowska wyreżyserowała i do tego zagrała!


Fabuła Pelci, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu oparła się na jednym temacie i chyba we współczesnym społeczeństwie najważniejszym – na walce pokoleniowej. To zderzenie zobrazowało kontrast, jaki panuje pomiędzy współczesnymi (nazwijmy ich) hipsterami, a pokoleniem, które czasy II Wojny Światowej pamięta bardzo dokładnie. Pierwsi od zawsze żyli w świecie dobrobytu, drudzy poświęcili dla takiego świata wiele. Konfrontacja międzypokoleniowa dała Szczepkowskiej możliwość poruszenia problemu niezrozumienia, który obecnie jest bagatelizowany i nietraktowany poważnie. Wolimy powiedzieć: „dokąd zmierza ten świat” niż zobaczyć własne mankamenty. Zagubieni w przestrzeni zapominamy o wszystkim i o wszystkich, troszcząc się tylko o własne „ja”. Jakbyśmy byli jedynymi na Ziemi ludźmi z problemami. Przekaz spektaklu niesie jednak o wiele bardziej skomplikowany wydźwięk niż jego powierzchowna wersja. Bo oto z boku wszystkich wydarzeń stoi Pelcia, która skupia na sobie całą uwagę i każdemu z bohaterów odbiera niezauważenie kawałki ich życia. Starsza pani zamknięta za szarymi drzwiami jest postacią widmo, widzianą tylko przez bohaterów. Publiczność może po porostu w nią uwierzyć lub nie. Postać Pelci notorycznie pojawia się dialogach bohaterów wprowadzając specyficzną atmosferę między Martą (Joanna Szczepkowska) i Piotrem (Jan Jurkowski), jak również pomiędzy postaciami, a publicznością. Taka atmosfera podtrzymywana jest dodatkowo przez opowieści o pingwinach, powieszonych aniołach, tacie pająku i mamie muszce. Nawet radiowe audycje nie wydaje się być tutaj „normalne”.

Postać Piotra jest uosobieniem przyszłości. Wierzy, że zostanie znanym muzykiem i wyrwie się ze swojego życia wkraczając w świat bogactwa. Jedyne, o czym marzy to kariera i sława. Natomiast Marta to jego przeciwieństwo, uosabia przeszłość, z której okopów wyrwać się nie potrafi. Wojna jest w każdym z jej wspomnień, w jej całym życiu. Kobieta ma w sobie jeszcze jeden ważny wyróżnik, jest samotnikiem izolującym się od społeczeństwa. Nie interesują ją nowinki technologiczne ani postępujący świat. Od kilkudziesięciu lat żyje ciągle tak samo – odcięta od wszystkiego – i nie zamierza nic w tej kwestii zmieniać. Bohaterka, chociaż doświadczona przez los nie potrafi dać od siebie nic. Nie potrafi przekazać młodzieńcowi żadnych wartości ślepo wierząc, że on sam „gdzieś” je odnajdzie. W przeciwieństwie do kobiety, Piotr stara się dać z siebie jak najwięcej. Próbuje zafascynować niespełnioną pianistkę najnowszymi nowinkami świata. Ale jego starania idą na marne, ona tego nie chce. I chociaż momentami widać zainteresowanie Marty to przegrywa ono ze strachem zmian jakie mogłyby wydarzyć się w życiu. Na barkach młodego aktora spoczęła ostateczna wizja nadanie kształtu i charakteru sztuce, jak również jej bohaterom. Nie wiem jak wy, ale ja jestem zachwycona. Aktor urzekł mnie swoim głosem i nowatorskim przedstawieniem Piotra. Ponoć to Dorota Segda poleciła aktora Szczepkowskiej. Mimo, że pierwotna wizja zakładała „bardzo długiego, chudego, wręcz kostycznego chłopaka”, po pierwszym spotkaniu reżyserka zmieniła zdanie i obsadziła Jurkowskiego w roli Piotra. Zobaczyła w nim to coś, czego szukała. Aktor jest postacią dynamiczną pozbawioną jakiegokolwiek manieryzmu. Na scenie zupełne przeciwieństwo Joanny Szczepkowskiej. I całe szczęście, bo w tej kwestii także potrzebny był kontrast pokoleniowy. Wole nie wyobrażać sobie jak wyglądałaby ta sztuka, gdyby była monodramem granym przez Szczepkowską.

Sama scenografia w spektaklu nie pełni roli znaczącej. Ważne są jej dwa elementy: lampa, która staje się wyznacznikiem ludzkiej nieudolności oraz telefon, jako jedyny łącznik człowieka w świecie i ze światem. To on jest najważniejszą rzeczą w życiu człowieka, bez której nie istnieje (czy ktoś byłby w stanie wytrwać bez niego chociażby jeden dzień?). Z sztuki wyeliminowano pojęcie dialogu, co wydaje się rzeczą naturalną, ponieważ ono i tak nie funkcjonuje w dwudziestym pierwszym wieku. Na scenie pozostawiono jedynie niekończący się monolog przerywany ulotnymi rozważaniami na temat własnego życia. Joanna Szczepkowska zaakcentowała i podkreśliła nieszczęścia, jakie wynikają z rozwoju technologii. Kontakt między ludźmi zostaje przez ten rozwój zabity. Przegraliśmy! – jednym słowem. Nie umiemy się już ze sobą komunikować. Jesteśmy jak bohaterowie spektaklu, którzy nie potrafią słuchać siebie nawzajem. Każdy z nich opowiada jakąś historię tylko po to, żeby się wygadać i zabić jakoś upływający czas. Nie oczekują nic w zamian. Chcą po prostu mówić. Porozumienie jest tutaj nieważne i trudne do znalezienia. Pojawia się tylko na moment, kiedy Piotr i Marta siedzą za stołem, w milczeniu. W ich ruchach dłoni widać nić porozumienia i wspólną pasję. Jest to jednak nić nietrwała, przez nich niedostrzeżona, która szybko się urywa. Potem wszystko znika i wraca do normy.

Po spektaklu Joanny Szczepkowskiej spodziewałam się czegoś mocniejszego, bardziej kontrowersyjnego. Szkoda, że z zapowiedzi stworzenia teatru myśli niewygodnych zostały tylko słowa, a publiczności podano teatr uprzejmy i życzliwy. Nie umniejszam Szczepkowskiej – reżyser ani Szczepkowskiej – aktorce, ale połączenie tych dwóch ról nie było pomysłem dobrym. Widać brak dystansu i głosu patrzącego z boku. Nawet sam czas trwania sztuki w pewnym momencie stawał się już nie do wytrzymania. Nieustannie powtarzana sytuacja opuszczania mieszkania pianistki nudziła i dawała się mocno we znaki publiczność, która wierciła się na swoich krzesłach oczekując końca. A końca widać nie było.

/fot.  www.laznianowa.pl/

Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu
Teatr Łaźnia Nowa
autor, reżyseria: Joanna Szczepkowska
scenografia: Agnieszka Krupieńczyk
obsada: Joanna Szczepkowska, Jan Jurkowski

Zobacz także

2 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE