Bizon (American Buffalo), reż. Katarzyna Deszcz

07:53

Sklep z pamiątkami, a raczej stara graciarnia bez ładu i składu, w której rozbrzmiewają głosy dawnego ustroju. Rzeczy upchnięte na półkach, podłodze, w pudłach. Chaotycznie rozłożone. Zagubione w czasach nie wiedzieć, jakich, bo ten się dla nich zatrzymał. A miejsce postoju nie jest podane

/fot. Piotr Kubic/

Podobnie dzieje się z akcją spektaklu, którą Katarzyna Deszcz, reżyserka spektaklu Bizon (American Buffalo), umieszcza i zamyka w ramach małego sklepiku. Wszystko tworzy się i rozwija tutaj, w dobytku Dona (Paweł Sanakiewicz). Ten sklep, rzec można, to szemrany interes. Skup, sprzedaż, wymiana odbywa się na zasadach znanych tylko zainteresowanym. Cenę ustala się na miejscu. A umowę spisuje ustnie. O oszustwo nietrudno. Ale Don jakby się tym nie przejmuje. Oprócz lewych interesów „dorabia” sobie grą w karty, gdzie zazwyczaj traci grube miliony. Z jednej machlojki przechodzi w drugą. Biznes to biznes, a pieniądze trzeba zarabiać, dlatego gdzieś ma kodeks etyczny. Swoje życie woli oprzeć wyłącznie na robieniu fortuny – często nielegalnym i pozyskiwaniu rzeczy – często nieprzydatnych. Do sklepu Dona czasami zachodzi Bob (Maurycy Popiel). Drobny cwaniaczek. Trochę głupkowaty. Nieznający się na niczym. No, może poza wyciąganiem pieniędzy od swojego opiekuna. Stara się jednak być w porządku wobec właściciela, w którym upatruje przybranego ojca. I tylko on jeden wydaje się być dla chłopaka „miłym gościem”. Reszta traktuje go pobieżnie, jako… kretyna.

Kiedy rozpoczyna się akcja spektaklu trudno z niej cokolwiek zrozumieć. Wypowiadane przez Boba i Dona słowa to jakaś paplanina nielogicznych słów oraz przeprosiny z niewiadomych powodów. Nagle wpada Prof (Juliusz Krzysztof Warunek). I sytuacja staje się jeszcze bardziej zagmatwana. Ten znowu opowiada o jakiś dziwnych rzeczach, niemających nic wspólnego z wcześniejszą rozmową. Wyzywa znajome kobiety od puszczalskich panienek, które chciały puścić go kantem. Jego wielkie oburzenie zostaje uspokojone drugim śniadaniem i dobrze przypieczonym boczkiem. I właśnie ten wspólny posiłek, Dona z Profem, zwalnia bieg wydarzeń. Akcja spektaklu zmienia swój układ, a widzowie poznają wreszcie prawdziwy powód całego zamieszania. Don, niechcący, zdradza koledze historię tajemniczego pieniążka z bizonem. Jego wartość jest nieznana, ale wszyscy i tak wierzą w jego ogromną wartość. Plan na już to odzyskać utracony skarb i rozprawić się z klientem, który ten pieniążek kupił. Idea napadu układana od kilku dni zaprząta głowę wszystkich zainteresowanych. Ilość pieniędzy do zdobycia śni się jej organizatorom po nocach. A kiedy o pieniądze zaczyna chodzić lojalność i uczciwość schodzą na „piąty plan”. Przyjacielska więź znika, bo w tej chwili biznes to biznes. Najpierw Don zawiera układ z Bobem, potem namówiony przez Profa, odrzuca młodego chłopaka zamieniając na doświadczonych w oszukiwaniu panów, czyli Blombe (w spektaklu się nie pojawia) i samego Profa.

Spektakl toczy się pomiędzy kłamstwem, a iluzją; machlojką, a uczciwością i zdaje się nie wybiegać nigdzie dalej. Gra pomiędzy tymi układami, chociaż zabawna, przypomina często normalną codzienność. Bo kłamać i zwodzić drugą osobę możemy nie tylko w sprawach interesów, ale wedle własnych upodobań, dla własnych korzyści. Na całe szczęście, życie na przekręcie zostaje (w końcu!) zastąpione słowami wszystko w porządku, a pieniążek z bizonem w obliczu straty bliskiej osoby odchodzi w zapomnienie. A to pokazuje tylko, że potrafimy jeszcze odnaleźć w sobie ludzką twarz. W pozornie zabawnych dialogach, ukryto prawdziwość słów i ich brutalny wydźwięk. Relacja pomiędzy Donem, a Bobem opiera się na silnych emocjach, czyniąc z Dona raz człowieka nad wyraz niegodziwego i nieuczuciowego, „tyrana” w swoi fachu. Aby kolejnym razem pokazać jego ludzką twarz i przywiązanie, jakie czuje wobec młodego chłopaka. Boba, traktuje jak członka rodziny, chociaż sam przed sobą się do tego nie przyznaje. Kiedy na scenie pojawia się pieniądz Don pokazuje swoją okrutną twarz, odrzucając tym samym jedyną bliską mu osobę. Pod wpływem niechcianych wydarzeń błąd zostaje jednak zrozumiany i po części naprawiony. Solidarność i przyjaźń z bliską osobą zdaje się wygrywać z rządzą pieniądza.

Zaszłem sobie, przyszłem sobie - ulubione słowa Bobiego wypowiadane świadomie dla podkreślenia jego małej inteligencji. Kiedy jednak patrzy się na tego chłopaka to coś ściska za gardło. Chciałoby się podbiec do sceny i mu pomóc, bo oprócz cwaniaczka widzi się w nim człowieka skrzywdzonego przez los. Bohater grany przez Maurycego Popiela już od pierwszych sekund spektaklu budzi ogromne zaciekawienie. Jest jak żywcem ściągnięty z ulicy młody chłopaczek, którego największym hobby jest picie piwa pod sklepem. Postać Boba jest dobrze zagrana, świetnie wykreowana i nad wyraz prawdziwa. Najlepsza w całym spektaklu. Ale zaraz za nią, depcząc bohaterowi po piętach, staje Don, grany przez Pawła Sanakiewicza, którego osobiście uwielbiam. Postacie przez niego grane zawsze budzą jakieś uczucia, przekonują do siebie. Widać u aktora to wieloletnie doświadczenie i zdolność kreowania postaci wedle scenariusza i własnych upodobań. I nie zapominajmy wspomnieć jeszcze o Juliuszu Krzysztofie Warunku, który również jest ciekawy, ale już mniej wyrazisty niż pozostała dwójka. Jeśli jednak omawiać walory spektaklu to właśnie gra aktorska była jego największym atutem.

Katarzyna Deszcz inspirując się tekstem Davida Mameta stworzyła spektakl, oparty wyłącznie na słowach. Gra świateł czy realizacja dźwięku nie mają tutaj znaczenia. Brak tych elementów nawet trudno zauważyć, bo wzrok wbija się wyłącznie w aktorów, a słuch wyławia jedynie słowa. I to one okazują się być tutaj kluczem do rozwikłania tajemniczej zagadki braku przyjaźni, bliskości z drugą osobą i układów biznesowych. Zdumiewa jednak fakt, że cała akcja spektaklu rozgrywa się w czasach niewiadomych. Sami kreujemy jej rzeczywistość sytuując wedle własnych upodobań. To może dziać się teraz, albo w niedalekiej przeszłości. Jedno pozostaje pewne, widmo PRL-u unosi się nad sklepem Dona. Skup, sprzedaż, wymiana. Wygrana, albo przegrana. A na końcu dolar, jedyny, który się liczy.

/fot. Piotr Kubic/
American Buffalo - Bizon
tekst: David Mamet
tłumaczenie: Janusz Kondratiuk
reżyseria/opr. muz.: Katarzyna Deszcz
scenografia: Andrzej Sadowski
reżyseria świateł: Marek Oleniacz
obsada: Paweł Sanakiewicz, Juliusz Krzysztof Warunek, Maurycy Popiel

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE