Kiedy kota nie ma..., reż. Andrzej Rozhin

15:41

Wyreżyserowany przez Andrzeja Rozhina spektakl Kiedy kota nie ma... to historia dwóch małżeństw uwięzionych we własnych pragnieniach erotycznych. Próbujących zwalczyć małżeńską nudę i przy okazji (jeszcze) dobrze się zabawić. Nie do końca zadowoleni ze swojego życia bohaterowie zaczynają nieoczekiwanie zmieniać swoje życie. A to, co stanie się, kiedy tytułowego kota nie ma zaskoczy niejednego z nich

/fot. materiały prasowe/

Już sama scenografia przygotowana przez Joannę Pielat-Rusinkiewicz sugeruje, że sztuka będzie farsą. Groteską w pełnej krasie. Typową brytyjską parodią, w której najważniejszy okaże się humor sytuacyjny. A umieszczeni w teatralnej przestrzeni bohaterowie, w mieszkaniu przepełnionym dużą ilością kwiecistych wzorów i kiczowatych rekwizytów, nadadzą jej charakteru. Ta zabawna komedyjka opowiada o dwóch małżeństwach, które różnie sobie radzą z pożyciem małżeńskim. Jedna z par ma go co nie miara, druga aż prosi się, a by do ich życia ktoś tchnął iskierkę namiętności. Nic jednak z tego. Nawet wyjazd do Saint Tropez w dwudziestą rocznicę ślubu nie przełamie tej zmarzliny, jaka w związku Mildred (Katarzyna Skrzynecka) i Georga (Jacek Lenartowicz) panuje. Głodna seksualnych uniesień kobieta próbuje podjąć próby uwiedzenia swojego męża. On jednak głuchy na jej wołanie, woli zająć się sprzątaniem niż spędzeniem wspólnych chwil.

Niespodziewanie życie tej dwójki zmienia się, kiedy do mieszkania wpada siostra Mildred, Ethel (Cynthia Kaszyńska) z walizkami. Przekonana o zdradzie męża zamierza pomieszkać przez jakiś czas razem z rodziną. Dla Humphrey’a (Piotr Zelt) – jej męża – to wymarzona sytuacja, żeby trochę odetchnąć i skorzystać z życia umawiając się z innymi (młodszymi) kobietami, a dopiero potem błagać żonę o powrót. Wszyscy znajdujący się na scenie aktorzy tworzą postacie wyraziste i barwne, a miejscami przerysowane, co w tym przypadku staje się ogromnym atutem tej sztuki. Nie brak też tempa napędzającego akcję i dodającego humoru poszczególnym sytuacją, ale wszystko razem zebrane nie daje efektu budzącego zachwyt. Gra aktorów jest przeciętna, niespecjalnie zachwyca, może z wyjątkiem roli Jacka Lenartowicza, który był najbardziej wyrazistą postacią i bardzo autentyczną w swojej grze. To on podniósł walory artystyczne sztuki i po części uratował to, co czasami było nie do uratowania.

Bohaterki sztuki, chociaż są bliskimi krewnymi to różnią się od siebie całkowicie. Jedna żyje w bogactwie, udając wielką panią, natomiast druga zamiłowana w kiczu, obkleja swoje mieszkanie tapetą w kwiaty i udaje, że i jej życie jest równie królewskie. Nawet charakterowo są jak dwa odległe bieguny, dlatego też wspólna wizja mieszkania staje się dla nich katorgą. Przy bliższym poznaniu postaci widać przede wszystkim rozbieżność w wizji małżeństwa. Panie po prostu poślubiły niewłaściwych facetów i tak naprawdę wystarczyłaby wymiana partnerów. Jednak ich dążenie do pozyskania szczęścia i poradzenia sobie z rutyną, staje się motywem przewodnim całego spektaklu. Reżyser zadbał, żeby erotyczne pragnienia wybrzmiewały z każdego wypowiadanego tekstu, a namiętność snuła po scenie zwiastując nadejście upragnionego finału.

Pierwsza część Kiedy kota nie ma… rozciąga się w czasie, a końca jej nie widać. Szybko się nudzi, bo przedstawiony humor wydaje się zbyt oczywisty, a aktorzy rzucając żartami nie zachwycają, bo i ten przestaje z każdą minutą stawać się błyskotliwy. Dopiero druga część wnosi w sztukę trochę nieprzewidywalności i przygodowości. Pojawienie się na scenie Zofi Zborowskiej, w roli Shirley i Marty Wierzbickiej, jako Jennifer, napędza akcję i dostarcza rozrywki. Grane przez aktorki postacie mają zamiar rozkręcić nudne życie Humphrey’a (i samych widzów również), a przy okazji wciągnąć w całą sytuację jego szwagra, który jest zbyt sztywnym facetem i niezdolnym do zdrad mężem. To, co dziać się będzie na scenie wraz z pojawieniem nowych postaci osnute jest tajemnicą, bo wyjawienie choć jednego szczegółu może tutaj zepsuć całą zabawę, jaki wnosić będą poszczególne sceny. A wtedy spektakl będzie niewart nawet komentowania.

/materiały prasowy/
Kiedy kota nie ma...
reżyseria: Andrzej Rozhin
scenografia i kostiumy: Joanna Pielat-Rusinkiewicz
przekład: Klaudyna Rozhin
opracowanie muzyczne: Agnieszka Putkiewicz
obsada: Katarzyna Skrzynecka, Cynthia Kaszyńska, Jacek Lenartowicz, Piotr Zelt, Zofia Zborowska, Marta Wierzbicka

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE