Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności, autor: Maciej Stuhr, Beata Nowicka
10:41Stworzoną przez Macieja Stuhra i Beatę Nowicką Stuhrmówkę, czyli gen wewnętrznej wolności trudno jednoznacznie zaklasyfikować. Płynące z niej opowieści mogłyby stać się fabułą niejednej książki sensacyjnej, przygodowej, a nawet filozoficznej. Stopniowo poznając losy aktora coraz bardziej to poczucie się utrwala. I nie opuści nawet po jej przeczytaniu. Bo wszystko to czego przyjdzie dowiedzieć się z wywiadu niejednokrotnie zaskoczy i przyniesie silne emocje
Uprzedzając nieco bieg zdarzeń, to teatr Krzysztofa Warlikowskiego […] był dla mnie szalenie ważny, bo ja wiem, że ojciec w takim zespole by się nie odnalazł. To nie jego bajka. A dla mnie jest to miejsce, gdzie mogę funkcjonować w teatrze, w tym samym zawodzie, ale jednak według innych, własnych reguł[1].
Stroniący od wywiadów Maciej Stuhr w związku z wejściem w nową dekadę swojego życia, świętując czterdziestkę, zgodził się porozmawiać z Beatą Nowicką i stworzyć jedną z tych książek, które zwą wywiadem rzeką. Opowiedział w niej o swojej rodzinie, licznych przygodach oraz początkach z aktorstwem. Ale niech nikogo to nie zwiedzie, bo nie w najdrobniejszych szczegółach. Ze swojej opowieści wyselekcjonował tylko te informacje, które wydały mu się istotne albo mogły dać odbiorcom poczucie, że dzięki jej przeczytaniu poznały go bliżej. Jednak nic bardziej mylnego, bo ta książka, przemyślana i dobrze opracowana, uchyliła zaledwie rąbka tajemnicy w morzu wielu medialnych niedopowiedzeń. Ale tak jak aktor wychodząc na scenę kosztuje innego życia grając, tak i czytając ten wywiad można zakosztować innego życia Macieja Stuhra, które jego fanów już od dawna fascynuje. Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności opatrzona wypowiedziami osób, które aktora znają (m.in. Jacka Poniedziałka, Krzysztofa Warlikowskiego, Kuby Wojewódzkiego) tworzy zwartą klamrę wokół naszego bohatera i dopełnia tego rysu, który powstaje czytając kolejne rozdziały książki.
Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak Beacie Nowickiej udało się zgrabnie opracować całą rozmowę, nie bazując na pytaniach błahych i trywialnych. I stworzyć spójną opowieść o Macieju Stuhrze, mimo, że ten niejednokrotnie uciekał od jednej dygresji w drugą. Widać, że autorka spędziła wiele nocy nad poznaniem życia aktora i przygotowała się do tej rozmowy pod każdym z możliwych kątów. Jej ogromny wkład i trud, jaki w to włożyła sprawił, że książka nie stała się kolejnym oczywistym wywiadem, który aktorzy piszą dla uświęcenia swojego życia, a doskonałym podsumowaniem dotychczasowej działalności scenicznej, i nie tylko, Stuhra. Ten niedosyt, który pozostaje po przeczytaniu dzieła pokazuje jak zgrabnie udało się pominąć wiele niechcianych szczegółów z życia aktora, a mimo to stworzyć coś wyjątkowego. Grubą kreską wyznaczono linię, która nie została przekroczona. Nie ukazano kolejnego pomnika, bo skupiono się wyłącznie na opisie dorobku zawodowego Stuhra i drogi, która zaprowadziła go w miejsce, w którym jest dzisiaj. A wszystko to, co nie zostało powiedziane, stanie się doskonałym materiałem na kolejną książkę. Może na jakiś kolejny jubileusz?
Sama kariera zawodowa Macieja Stuhra została tutaj bardzo dobrze pokazana. Poznajemy jego karierę filmową i (co dla mnie jest szalenie ważne) teatralną. Wszelkie wątpliwości na temat pojawienia się aktora w zespole Krzysztofa Warlikowskiego znikają: - […] brodząc stopami w piasku, napisałem mniej więcej tak: „Maciek, czy zagrałbyś u nas w Aniołach w Ameryce? Próby zaczynamy we wrześniu, ja kończę tłumaczyć sztukę, wyślę ci pierwszą część, co ty na to?”[2] – powiedział Jacek Poniedziałek. W innym miejscu czytamy, jak sam aktor zareagował na propozycję: - W wakacje kiedy kręciliśmy „Testosteron”, przyszedł do mnie esemes od Jacka Poniedziałka z zaproszeniem do „Aniołów w Ameryce”. Otwierał się kompletnie nowy rozdział w moi życiu: zmiana teatru, zmiana repertuaru, zmiana reżysera, spotkanie z Krzysztofem Warlikowskim i początek niezwykłej artystycznej przygody[3]. I jak dobrze wiemy, przygody, która się świetnie rozwinęła i trwa do dziś.
Oprócz tego dowiemy się sporo o pracy z samym Warlikowskim oraz bliżej poznamy aktorów jego teatru. A „smaczki”, jakie płynąć będą z opowieści Stuhra niejednokrotnie zaskoczą i niebywale rozbawią. Lecz tuż obok momentów przynoszących humor w książce pojawią się też takie, które silnie dotkną emocji, pobudzą do licznych refleksji czy zastanowienia nad własnym życiem. I za to niewątpliwie pokocha się tę rozmowę. Bo bijąca z niej szczerość, chęć uzewnętrznienie i dobroć, jaką niesie, dają poczucie samych pozytywnych emocji. A odkrywanie życia tak znakomitego aktora przyniesie niemałą frajdą, jakbyśmy odkopywali skarb, który już dawno chcieliśmy znaleźć.
Fragmenty:
[…] jestem bardzo daleki od mitologizowania zawodu aktora, przypisywaniu mu posłannictwa, misyjności. […] Aktor może zwymiotować, rozpłakać się, rozebrać do naga albo nawet posikać na scenie, ale jeśli widza tym nie poruszy, nie ma to, niestety, żadnego znaczenia. Ważne jest tylko to, co widz wtedy czuje. Jakimi środkami aktor to osiągnął, mnie jako widza kompletnie to nie odchodzi[4].
Mianowicie dlaczego wymyślono Teatr Telewizji na żywo? Prawdopodobnie jedynym powodem, dla którego ktoś wpadł na ten pomysł, jest to, żeby widz mógł zobaczyć, czy przypadkiem któryś z aktorów nie umrze podczas emisji[5].
tytuł: Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności
autor: Maciej Stuhr, Beata Nowicka
wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
liczba stron: 384
[1] Maciej
Stuhr, Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej
wolności, rozm. przepr. Beata Nowicka, Kraków 2015, s. 133.
[2] Ibidem,
s. 173.
[3] Ibidem,
s. 169.
[4] Ibidem,
s. 305.
[5] Ibidem,
s. 235.
0 komentarze