Boski smród klajstru, Dorota Michalak, Marcin Wolny
08:26Zmysł dotyku stanowi jedność ze zmysłem słuchu. Natomiast, zmysł wzroku posłuży tutaj jako jedyny wyznawca prawdy, którą przyjdzie zobaczyć i zakodować, gdzieś w podświadomości umysłu. Zmierzyć się z niecodzienną sytuacją walki płci, która szybko stanie się jednym organizmem starającym się o wspólne doświadczenia. Performance Boski smród klajstru to kolejne działanie w ramach Malta Festival Poznań 2016, który działa w myśl hasła przewodniego To nie jest sztuka
/fot. materiały prasowe/
Stojące naprzeciwko siebie dwa różne elementy. Dwa ciała, walczące o dominację, władzę i przełamanie stereotypu. Dotykają się, wykonują szereg wcześniej wyuczonych ruchów. Próbują zbadać siebie i wybadać wzajemne granice intymności. Wszystko, do czego między nimi dochodzi to nieustanna próba zmierzenia się ze swoją płcią przypominająca odwieczny bój toczący się między yin i yang. Lecz w tym boju nie ma zwycięzców ani przegranych. Nie ma różności ani inności. Nie ma także płci męskiej ani żeńskiej. Dwie postacie, które wychodzą do publiczności, choć reprezentują dwa odmienne obozy na scenie stają się jednością. Nie wydobędą z siebie żadnych słów, ani jęków. Lecz w ciszy zaprezentują to, do czego zdolne jest ludzkie ciało, jak wiele potrafi wytrzymać i jak w połączeniu z innym może zamiast dwóch odmiennych wariantów stworzyć jeden wspólny. Niczym się nieróżniący, niczym niewykluczający.
Dorota Michalak i Marcin Wolny zaprzeczyli wszystkiemu, co od zawsze napędza konflikt między płcią męską, a żeńską. W swoim performansie pokazali, że mogą one działać wspólnie, a nawet są w stanie rozumieć wzajemne potrzeby. Choć początkowo taniec ich ciał jest indywidualny i dość jednoznaczny, pokazujący, że któraś ze stron musi wygrać toczący się bój, po chwili zamienia się w tango, w którym to partnerstwo odgrywa najważniejszą rolę. I chociaż prowadzić powinien partner w tym wypadku robią to naprzemiennie. Ale ich taniec to coś więcej niż badanie zmysłu dotyku, a wszystko za sprawą przygotowanej instalacji dźwiękowej, która włącza do działań postaci zmysł słuchu. Poprzez wprowadzenie danych przedmiotów w odpowiednie drgania pojawiały się dźwięki, które trudno w jakiś sposób zaklasyfikować czy przypisać do konkretnej grupy. To, co tworzyło się po wprawieniu w ruch zegarka wiszącego na jakiejś żyłce staje się nie do opisania. I tak było z każdym elementem, który znalazł się w tym niewielkim pokoju, pomiędzy nieliczną publicznością. A potrafił to być dźwięk z aparatu fotograficznego, który co kilka sekund wykonywał jakieś zdjęcia. Lecz odpowiednio połączony stawał się już zupełnie innym przedmiotem z innym na scenie przeznaczeniem.
To, co można było zauważyć w performansie Boski smród klajstru to próba pokazania poprzez jego twórców, że nie ma odmienności, a dwa różne ciała potrafią się zrozumieć i zacząć działać wspólnie. Było to niesamowite doznanie zwłaszcza, że toczyło się w bardzo małej przestrzeni. Przypominającej salę taneczną. Była ona surowa, w kolorach bieli i wyzbyta wszystkich rekwizytów, które mogłyby nadać jej jakiegokolwiek znaczenia. Nie miała swoim widzom nic przypominać. Nie miała przenosić w inny świat. Miała być po prostu pustką, którą wypełni dźwięk i ruch ciał. I to spowodowało, że pokaz trwający niecałe czterdzieści minut przesiąknął zmysłowością i zmusił do tej zmysłowości widza. Choć trudno było być tego świadomym – zwłaszcza siedząc na sali – samo wejście w tę scenografię miało wyzbyć z codzienności, wciąż powielanego myślenia, różnych problemów czy rozterek. Miało przenieść w świat pustki, gdzie najważniejsza stanie się rola płci, z którą nieustannie się zmagamy.
0 komentarze