Noc żywych Żydów, reż. Aleksandra Popławska, Marek Kalita
11:14Nie było na poważnie, choć dotknięto poważnych tematów. Wreszcie zamiast rozdrapywać przeszłość popatrzono na nią z przymrużeniem oka. A właściwie, zrobiono wszystko, aby obśmiać obecne czasy i ludzi w nich żyjących. Spektakl Noc żywych Żydów w reżyserii Aleksandry Popławskiej i Marka Kality w żartobliwy sposób stoczył na scenie bój z wojennymi symbolami i wojennymi wydarzeniami
/fot. Magda Hueckel/
Mrocznie humorystyczna opowieść o Żydach, którzy zginęli w czasie II wojny światowej. Opowieść, która zamiast łez i skruchy przynosi śmiech i dobrą zabawę. Z teatralnego spektaklu powstaje coś na wzór Nocy żywych trupów, bądź jak kto woli Nocy żywych kretynów, tylko w nieco mniej ucharakteryzowanej wersji z mniej reprezentatywnymi kostiumami. Dużo nieodbiegającymi od tzw. casual style. Może za wyjątkiem trupów wylęgających się z piwnicy, bo przyodzianych w stare, zakurzone ubrania, które tutaj wypada nazwać grandmother style. Element humorystyczny został, więc wyraźnie zaakcentowany, a gdzie mroczność? Chyba wyłącznie w scenografii przypominającej dużych rozmiarów schron/bunkier, gdzie na ścianach, co kilka metrów wyrysowano gwiazdy Dawida czy swastyki. Takie miejsce spotkania dwóch wzajemnie wykluczających się elementów, później miejsce utarczek między Żydami, a faszystami.
Z niewiadomych powodów pierwsza z grup, zamieszkująca piwnice jednego z domostw na warszawskim Muranowie, postanawia o sobie przypomnieć i trochę postraszyć nowoczesnych obywateli stolicy. Pewnej nocy powstają z martwych i przywołują do siebie głównego bohatera spektaklu (Marek Kalita), nieznanego z imienia glazurnika, który mieszka w dużym lokum wybudowanym na gruzach getta. Ów mężczyzna ani trochę nie jest przestraszony tym, co go spotyka tylko ochoczo schodzi do piwnicy, aby zaprosić przybyłych gości na herbatkę, wódeczkę i papieroska. Ci nie odmawiają, szybko postanawiają zakosztować trochę współczesności i odwiedzić dawno niewidziane zakątki. Tak też trafiają do Arkadii, miejsca schadzek kiboli- patriotów-faszystów. Ale też miejsca zakupów człowieka współczesnego, bo i oni chcą się udać na wielki shopping.
Najbardziej barwna z grup to właśnie prawdziwi patrioci kibole (Krzysztof Ogłoza, Krzysztof Brzazgoń, Sebastian Skoczeń). Wszystko robią w imię czci i chwały ojczyzny. To przecież oni codziennie wysłuchują hymnu narodowego, który rozbrzmiewa w ich telefon dając znać, że ktoś właśnie dzwoni. Oni też, jako jedyni pragną zaprowadzić ład i porządek w Polsce. W grupie jak to w grupie jakaś hierarchia musi panować. Do rządów dochodzi najsilniejszy, czyli Fakir (Julian Świeżewski), później znany jako Ktoś Zły bądź Zupełnie Zły. Za sprawą małej kradzieży posiadł diabelskie moce – dosłownie diabelskie, tak diabelskie, że na jego głowie zaczęły wyrastać rogi – i może panować nad ludźmi, odpowiednio ich nagradzać i sowicie karać. Wszyscy bohaterowie, ci dobrzy i źli, i ci z II wojny światowej, w końcu się spotkają. Najpierw będą próbować ze sobą walczyć, a później przez własną niemoc postanowią żyć w zgodzie. I tak zasiądą przy jednym urodzinowym torcie celebrując życie. To w świecie współczesnym i to za Styksem.
Powoli, acz z dawką humoru wpijano nóż w nadmuchany egoizmem i prostactwem balon polskości. Walcząc przy tym z mitem mesjańskiej misji kraju. Było tak absurdalnie, że nawet maszerujący po scenie oficer SS (Mariusz Drężek) śmieszył, w sumie, to nawet milusi był w tym swoim różowym w czarne genitalia t-shircie. Było tak absurdalnie, że z niemożliwością uniesienia tego ciężaru przez aktorów. Ci bardziej obeznani ze sceną starali się dawać rady, ci mniej podzielili się na dwie grupy, w których byli tacy, co dorównywali obeznanym i tacy co ledwie wiązali początek swojej roli z jej końcem. I bynajmniej nie mówię tego złośliwie, a z obserwacji nierównego aktorsko spektaklu wyciągam właściwe wnioski. Było tak absurdalnie, że po drugiej części Nocy żywych Żydów zaczęło mi się podobać (przed czym wzbraniałbym się po części pierwszej), a nawet wyszłam lekko usatysfakcjonowana. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak wznieść ręce do góry dziękując Igorowi Ostachowiczowi za napisanie książki, a Aleksandrze Popławskiej i Markowi Kalicie za podjęcie tematu, i obśmianie tej naszej poważności.
/fot. Magda Hueckel/ |
Noc żywych Żydów
tekst: Igor Ostachowicz
adaptacja: Marek Kalita
reżyseria: Aleksandra Popławska, Marek Kalita
scenografia: Katarzyna Borkowska
asystent scenografa: Paula Grocholska
kostiumy: Vasina
muzyka: Jacek Grudzień
opracowanie muzyczne: Piotr Polak
ruch sceniczny: Paweł Kamiński, Piotr Kamiński
reżyseria świateł: Jacqueline Sobiszewski
kierownictwo produkcji: Tomasz Grzegorek
asystent reżysera: Tomasz Karolak
obsada: Marek Kalita, Agnieszka Roszkowska, Julian Świeżewski, Katarzyna Herman, Zdzisław Wardejn, Krzysztof Ogłoza, Henryk Niebudek, Agata Woźnicka, Dominik Rybiałek, Krzysztof Szczepaniak, Waldemar Barwiński, Paweł Kamiński, Piotr Kamiński, Krzysztof Brzazgoń, Sebastian Skoczeń, Mariusz Drężek, Anna Gorajska, Maciej Szary
0 komentarze