Ceremonie zimowe, reż. Adam Sajnuk
13:21Adam Sajnuk reżyseruje Ceremonie zimowe, dramat izraelskiego pisarza, Hanocha Levina, i ten spektakl trzeba po prostu zobaczyć. Na scenie radość miesza się ze smutkiem, a rozczarowanie z dobrym i trafionym żartem. Wszystko utrzymane w zabawnej atmosferze z niewielką nutką goryczy. Aż żal opuszczać scenę, kiedy spektakl się kończy i z tej fikcyjności sztuki trzeba powrócić do rzeczywistości
/fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska /fb.com/TEATRWARSawy/
Dla nas lato dopiero się kończy, a u tych Państwa zagościła już sroga zima. Niespodziewany zwrot wydarzeń, zmusił Szrację (Izabela Dąbrowska) i Raszesa (Maciej Wierzbicki) to podjęcia kroków niegodnych etyki rodzinnej. A właściwie, niegodnych żadnej etyki, bo uciekać przed wiadomością o śmierci najbliższej krewnej nie jest w dobrym guście (przynajmniej społecznym). Wszystko zaczęło się, kiedy niespodziewanie, po północy, ktoś zaczął dobijać się do drzwi rodziny. Pierwsze co przyszło na myśl to złodziej, ale kiedy ktoś po drugiej stronie zaczął wzywać domowników, Szracja rozpoznała w nieznajomym, Laczka Bobiczka (Adam Krawczuk), czyli syna swojej siostry Alte Bobiczkowej. Atmosfera zgęstniała i zrobiło się jeszcze gorzej, niż na wieść, że do drzwi mógłby dobijać się jakiś tam złodziej. Przecież w tym wypadku wizyta Laczka Bobiczka może być bardziej nieprzyjemna. I zaczęło się, szukanie powodu dla jakiego krewny, o tak później porze, nawiedza właśnie ten, a nie inny dom. Powód: Alte Bobiczkowa zmarła. Nie pomyśli było to Szracji, która jutro za mąż miała wydawać swoją córkę Welwecję (Justyna Kowalska). Oj nie, tym razem siostra nie popsuje planów kobiety! Wszyscy domownicy, łącznie z rodziną Pana Młodego – Popoczenkiem (Henryk Simon) i Cikcewą (Anna Moskal) – zaczęli udawać, że ich nie ma w domu. Z kolei Laczek Bobiczek, nie poddając się, zaczął okupować ich drzwi. Z pomocą, a raczej dobrą radą, przychodzi mu Profesor Kipernaj (Rafał Rutkowski).
I tak, rozpoczęła się ucieczka przed tym co najgorsze. Reżyser, Adam Sajnuk, w zabawny sposób opowiedział krótki epizod z życia rodziny, która przed śmiercią zaczęła uciekać. Z obawy przed popsuciem planów, zmarnowaniem jedzenia i stracenia kosztów wesela, wolą zamknąć się w domu i udawać, że ich nie ma, niż stanąć oko w oko ze śmiercią ukochanej siostry. W swoich działaniach Szracja, Raszes, Welwecja, Popoczenko i Cikcewa są nieugięci. Ani myślą otwierać drzwi, wolą chować się po domowych kątach i udawać, że mają piknik na plaży niż zaakceptować to, co przyniósł im los. Zdarzały się momenty, że i Szracja, pod nawoływaniem Laczka, zaczęła się łamać, ale nie… Przecież na ślub swojej ukochanej córki czekała już od urodzenia. Ślub musi się po prostu odbyć. Walka pomiędzy bohaterami też musi do jakiegoś rozwiązania dojść. I tak niespodziewanie, niby to latając po górskich szczytach, a tak naprawdę po szczytach własnego domostwa, ktoś się łamie, ktoś prowadzi nieoficjalne rozmowy, a ktoś ostatecznie ślub organizuje. Chęć urządzenia niezapomnianego przyjęcia, wygrywa ze śmiercią, która przecież nie ucieknie. Na pewno nie teraz. Nawet Laczek, na początku silnie walcząc o swoje, w końcu poddaje się i za namowami Szracji również i on zmienia myślenie.
Gorzka to i smutna opowieść, kiedy popatrzy się na nią z boku, i zobaczy jak nie pomyśli człowieka jest zepsucie jego planów. I jak bardzo boli myśl o utracie własnych pieniędzy. Śmierć przestaje mieć tutaj jakiekolwiek znaczenie, a żałoba po najbliższej i najukochańszej siostrze wcale nie jest ważna. Najpierw będzie ślub, a potem żałoba, która na potrzeby bawiących się na weselu ciągle się przesuwa. I tak początkowo ma zacząć się od północy dnia następnego, potem nad ranem, a potem już w południe, żeby każdy z weselników zdążył się wyspać. Już nawet nie chodzi o fakt, że widomość o śmierci jest wiadomością tragiczną, której wolimy nie słyszeć, chodzi o fakt, że człowiek potrafi być tak samolubny i egoistyczny, że nawet cierpienie najbliższych przestaje go dotykać, i to w momencie, kiedy zburzyć może ważne plany.
Ta opowieść, która rozgrywa się za jednymi drzwiami, tak samo jak i one ma dwie strony. Dwa różne sposoby myślenia i dwie grupy, które nieugięte postanawiają za wszelką ceną walczyć o swoje. Dobrze ogląda się spektakl, który umieszczony w dość nietypowej scenografii, przypominającej podwórko jakiegoś starego bloku, staje się pokazem wartości rodzinnych. A przy tym bawi i uczy. Dobrze ogląda się także bohaterów, którzy za wszelką cenę walczą o swoje. Dąbrowska, Wierzbicki, Rutkowski, Moskal i Krawczuk, to wyjadacze sceny, którzy w Ceremoniach zimowych, podkreślili to, co wiadomo nie od dziś. Świetnie czują się na scenie, potrafią z komedii zrobić dramat i z dramatu komedię, a do tego rozbawić publiczność, i podbić ich serca. W pokazie umiejętności, towarzyszyli im, Justyna Kowalska i Henryk Simon, którzy nie odstając od reszty, również swój, rozwijający się, talent prezentowali. Momentami, gaśli przy pozostałych bohaterach, byli mało widoczni i trochę zapomniali. Ale próbowali się bronić i to się ceni. Zresztą, czy przy takim spektaklu nie wybaczyć małego potknięcia?
/fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska / fb.com/TEATRWARSawy/ |
Ceremonie zimowe
tekst: Hanoch Levin
przekład: Agnieszka Olek
reżyseria: Adam Sajnuk
scenografia i kostiumy: Katarzyna Adamczyk
muzyka: Michał Lamża
obsada: Izabela Dąbrowska, Adam Krawczuk, Justyna Kowalska, Anna Moskal, Rafał Rutkowski, Henryk Simon, Maciej Wierzbicki
0 komentarze