Wielka wygrana, reż. Tomasz Szczepanek

12:36


Podejrzewam, że wygrana w lotto, strzelenie tzw. szóstki, to marzenie każdego, a przynajmniej większości. Że każdy choć raz pomyślał jak to dobrze byłoby ten milion mieć i wydać go na coś pożytecznego, ładnego i drogiego, a potem ruszyć w podróż dookoła świata. Szymełe Sorokier też takie marzenie miał. Chciał w końcu mieć za co spłacić długi, a potem spełnić jedno ze swoich marzeń i kupić cyrk. Problem w tym, że nie przewidział co ta wygrana zrobi z nim i jego rodziną

/fot. Andrzej Wencel/

Ale od początku, bo wszystko właściwie zaczęło się tak: Szymełe (Marek Węglarski) po swoim, jak mu się zdawało, proroczym śnie popędził do najbliższego kiosku i kupił Dużego Lotka na chybił trafił. I jak się można spodziewać ustrzelił szóstkę wygrywając niemałe pieniądze. Pech jednak chciał, że z tego szczęścia dostał zawału i trafił do szpitala. Kiedy po kilku dniach doszedł do siebie i odzyskał świadomość, obudził się w zupełnie innej rzeczywistości. Już nie było małego i skromnego mieszkania, ani zakładu krawieckiego. Właściwie to z dawnego życia, tego które sprzed paru dni jeszcze pamiętał, nie zostało nic. Bieda zniknęła, pojawił się luksus. Jego rodzina odmieniła się zaś nie do poznania. Żona (Barbara Szeliga) po botoksach i innych zabiegach estetycznych, w modnych ciuchach od Versace, Chanel czy innych projektantów udawał wielką panią, a córka (Małgorzata Trybalska) z tego przypływu gotówki postanowiła mając trzydziestkę na karku przejść swój młodzieńczy bunt. I jakby tego był mało po domu plątał się lokaj (Rafał Rutowicz) i jeszcze jakiś nieznany osobnik imieniem Dziani (Piotr Wiszniowski). Trochę to Szymełe zszokował, ale i on szybko nauczył się w tej rzeczywistości żyć. A nawet zaczął wraz z całą rodziną tym swoim bogactwem epatować, co widać chociażby w scenie z dziennikarką (Monika Szoszka).

Życie tych wszystkich bohaterów zamyka się w scenografii jak z jakiegoś teleturnieju. Co oczywiście jest silnie umotywowane, bo już na samym początku wraz z aktorami weźmiemy udział w takim show. A tak właściwie to od tego momentu nieustannie w tym show będziemy, tak jak i główny bohater. I na takich samych zasadach jak on zaczniemy w tym świecie pieniędzy działać. Jego wielka wygrana namiesza w życiu tych skromnych i poczciwych ludzi. Uczyni zeń szalonych łowców własnych marzeń, którzy bez opamiętania wydawać będą pieniądze, próbując wynagrodzić sobie wszystkie lata biedy. Problem jednak w tym, że te pieniądze nie do końca szczęście im dały co jak się później okaże zweryfikują różne perypetie ich życie. Niewesoła ostatecznie okazała się to sztuka, bo pazerność człowieka wytknęła doskonale, a przy tym nie oszczędziła jego bezmyślności i głupoty. Wdaje mi się, że Marcie Guśniowskiej, która tekst przygotowała na tym pesymistycznym wydźwięku zależało najbardziej, zwłaszcza że proces zmiany bohaterów, ich charakterów, postępował w dość jasny i klarowny sposób. Dało to pole Tomaszowi Szczepankowi do stworzenia dobrej komedii, która jakąś refleksje może przynieść i przynosić powinna. Trochę jednak zawiodła pewność siebie, a raczej jej brak. Bo reżyser nie do końca swoją ostateczną intencję zaakcentował. Czuć było, że do powiedzenia ma wiele, zwłaszcza kiedy bohaterowie komentowali obecną rzeczywistość i porządek w niej panujący, ale utonęło to wśród wielu innych zabiegów. Przede wszystkim tych muzycznych (mnogość piosenek), bo rozciągnęły one w czasie spektakl niesamowicie i od pewnego momentu zaczynało się dłużyć, a przecież nie powinno, bo sztuka niedługa. Do tego komediowa i z rysem musicalowym.

I chociaż na tym polu jakieś rozczarowanie się pojawia, to jednak nie powoduje, że sztuka staje się dziełem, które najzwyczajniej jest nudne. Zdecydowanie nie. I tutaj przede wszystkim wygrywa zabawa stylem, na którą reżyser się decyduje. Po pierwsze cały czas oscylujemy wokół groteskowości, zaś cechy bohaterów zostają celowo przerysowane, co dodaje im komiczności i wynosi ponad często spotykany na teatralnych deskach błahy i prostolinijny humor. I wiele takich zabawnych momentów za ich przyczyną wydarzać się będzie na scenie. Ale na szczególną uwagę zasługują tutaj trzy role. Piotra Chomika i Marcina Błaszczaka, do których zdecydowanie ten spektakl należy. Jako Moteł i Kopeł tworzą idealny duet, nową wersję Paprockiego i Brzozowskiego czy Domenico Dolce i Stefano Gabbana, bo i projektantów mody w tym spektaklu zagrają. Ale na tym nie skończy się ich rola, bo zobaczymy jeszcze kilka innych postaci, w które się wcielą. I bez wątpienia każda będzie roztańczona, rozśpiewana i dobrze zagrana. Tuż obok nich, a raczej wraz z nimi ważna jest rola Joanny Przybyłowskiej jako babci nieboszczki i staruszki, którą Szymełe spotyka kupując Dużego Lotka. Aktorka gra postacie charakterne, z temperamentem, które napędzają akcję spektaklu i dodają tego waloru sprawiającego, że chce się Wielką wygraną mimo wszystko oglądnąć do końca. I całe szczęście, że tak się stało, że tak te role zostały obsadzone, bo w przeciwnym wypadku ciężko byłoby dobrnąć do końca spektaklu. I nie zapominajmy tutaj kwestii najważniejszej, bo wreszcie na scenie Teatru Żydowskiego mamy spektakl, który (chyba po raz pierwszy) luźno nawiązuje do tradycji i kultury żydowskiej i nie boi się odwoływać do współczesności oraz naszej codzienności. Mamy po prostu spektakl, który pokazuje, że teatr ten otwiera się na nowe i nieznane.

/fot. Andrzej Wencel/
Wielka wygrana
reżyseria: Tomasz Szczepanek
scenariusz: Marta Guśniowska
scenografia: Paweł Cukier
kostiumy: Paweł Cukier
choreografia: Aleksandra Dziurosz
muzyka: Igor Przebindowski
teksty piosenek: Marta Guśniowska
przygotowanie wokalne: Teresa Wrońska
asystent: Katarzyna Post
obsada: Marcin Błaszak, Piotr Chomik, Joanna Przybyłowska, Rafał Rutowicz, Monika Soszka, Barbara Szeliga, Małgorzata Trybalska, Marek Węglarski, Piotr Wiszniowski

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE