Wyzwolenie, reż. Krzysztof Garbaczewski
14:20
Widzowie przyzwyczajeni do teatru Krzysztofa Garbaczewskiego rozczarują się i to niemało. Bo na scenie nie pojawi się nic co jest siłą jego spektakli. Zapanuje chaos i konsternacja. A potem także i lekki wstyd, że taka wersja Wyzwolenia Stanisława Wyspiańskiego powstała. Że ona w ogóle jakoś stara się żyć na scenie. Niestety, żywot ten będzie bardzo krótki, a śmierć bolesna. Jeśli nie w męczarniach
/fot. Krzysztof Bieliński/
Nie wiem czy zaczynać tę recenzję od pochwalnego poematu w stronę spektakli Krzysztofa Garbaczewskiego i wyrażać swój zachwyt nad nimi, a potem zgrabnie zanalizować Wyzwolenie. Czy może od razu bez jakichkolwiek skrupułów przejść do konkretów i pisać o dziele, które jakimś cudem, może dziwnym przypadkiem, powstało. Nie powiem, że nie będzie mi żal tak ostrych słów wymierzonych w tego reżysera i w ogóle w stronę wszystkich osób, które przy tym spektaklu pracowały, ale muszę być szczera z czytelnikami, jak i z samą sobą. Wybaczcie twórcy i pomysłodawcy tego spektaklu, a także odtwórcy ról, ale ja nie wiem jak to wszystko się stało, jakim kosztem zaczęło funkcjonować na scenie. Opowieść o budowaniu nowego miasta czy nowej społeczności bez umotywowania i podania tej podstawowej bazy widzowi, jakoś nie działa na scenie. Nie widzę powodów, dla których nowy porządek miałby się stwarzać. Nie widzę kierunku albo kierunków, w które ten spektakl chciał albo miał zamiar zmierzać.
Nie przekonuje mnie nawet pięćdziesięciominutowy monolog Anny Paruszyńskiej, który chyba chcąc być próbą zmierzenia się ze współczesnością i wyznawanymi przez ludzi wartościami, staje się ostatecznie paplaniną bez ładu i składu. Bełkotem myśli, który wypowiedziany bez żadnej intencji, ale z udawanymi i silnie przerysowanymi emocjami, sprawia, że człowiek w pewnym momencie zaczyna się modlić (nawet ten niewierzący) o przetrwanie tego absurdu. Nie zrozumiem też, dlaczego ten monolog przypadła w udziale Paruszyńskiej. Nie wiem dlaczego spośród wielu aktorek Teatru Studio właśnie ją Garbaczewski wybrał. Wybaczcie, ale szczerze powiedziawszy z takim obsadzeniem te monolog najzwyczajniej w świecie nie zadziała nigdy. Nie da się również jakoś rozsądnie wyjaśnić dlaczego tak duża obsada została do spektaklu zaangażowana. Większość z nich przecież poza podawaniem desek czy pudeł nie ma co robić na scenie. Cały spektakl podpiera tylko boki, by poudawać, że coś tam buduje.
Ale w tym wszystkim najbardziej szkoda mi właśnie aktorów, którzy swoimi twarzami muszą sygnować to dzieło. I chociaż się starają, (mam nadzieje że) wypruwają sobie żyły, żeby cokolwiek na tej scenie zrobić to kończy się na tym, że z ich strony brak jakiejkolwiek energii. Co też udziela się widzowi. A gdyby zrobić tak: zostawić początek spektaklu, ale oczywiście w nieco skróconej wersji, potem wszystko usunąć i dokleić do tego sam monolog Roberta Wasiewicza, tak, żeby spektakl trwał mniej więcej piętnaście minut, to czyż nie więcej byśmy z niego wynieśli? Czyż to nie zadziałałoby lepiej? I wielki ukłon ślę w stronę aktora, który po tych wszystkich scenach potrafi jeszcze wyjść do publiczności i przedstawić tekst z konkretną intencją, którego chciało się słuchać. Naprawdę brawo. Bo w tej sztuce to właśnie Wasiewicz był najlepszy.
Nie wiem też gdzie podziały się te wszystkie technologiczne rozwiązania, które tak dobrze znane są z twórczości Garbaczewskiego, czyżby kończyła się dla reżysera era postępu, a następował zwrot w stronę klasyki? Nie wiem. I jestem w stanie zrozumieć, że Garbaczewski robi dzieła wielopoziomowe, wymagające głębszej uwagi i analizy, że walczy ze swoim widzem i stara się implikować w niego swoje własne przekonania. Ale tutaj? W tym Wyzwoleniu wybaczcie, nie ma nic. I obawiam się, że jedyną osobą, która to dzieło jest w stanie zrozumieć jest sam twórca. Choć przy tym stwierdzeniu zawahałam się też chwilę, bo nie jestem przekonana czy w tym względzie faktycznie tak jest. Ale to może tylko ja nie rozumiem, tylko ja myślę, że to nie działa, zaś sztuka ta okaże się niebawem wielkim fenomenem, a ja byłam w błędzie…
/fot. Krzysztof Bieliński/ |
Wyzwolenie
autor: Stanisław Wyspiański
reżyseria: Krzysztof Garbaczewski
scenografia: Aleksandra Wasilkowska
kostiumy: Sławomir Blaszewski
muzyka: Jan Duszyński
video: Robert Mleczko
reżyseria świateł: Bartosz Nalazek
choreografia: Iza Szostak
asystentka scenografki: Karolina Kotlicka
asystent reżysera: Radosław Mirski
kierownik produkcji: Justyna Pankiewicz
obsada: Marcin Bosak, Agata Góral, Marcin Kowalczyk, Hiroaki Murakami, Tomasz Nosinski, Monika Obara, Anna Paruszyńska, Marcin Pempuś, Bartosz Porczyk, Natalia Rybicka, Paweł Smagała, Krzysztof Strużycki, Andrzej Szeremeta, Monika Świtaj, Robert Wasiewicz, Marta Zięba, Tomasz Wygoda, Ewelina Żak
1 komentarze
Ale zdaje sobie Pani sprawę z tego, że akcja Wyzwolenia Wyspiańskiego (dramat) dzieje się w teatrze i dotyczy nieudolnej próby wystawienia przez aktorów spektaklu, który i tak uniemożliwia pojawienie się w teatrze mickiewiczowskiego Konrada (tak tego z Dziadów).
OdpowiedzUsuńOdwołuję się do Pani słów ze wstępu - jeśli się czegoś nie wie to zawsze można doczytać i wtedy pisać recenzję/sprawozdanie/bloga, jak się już coś wie, bo czytelnik nie ma pożytku z niewiedzy autora. Nie dowiedziałem się niczego o spektaklu poza tym, że się nie podobał i że były tam monologi, które go nie ratowały. Gdzie jest treść?
A komentarz podrzucam nie, żeby się pastwić, tylko jako wskazówkę.
Pozdro :)