Ślub, reż. Anna Augustynowicz
14:36Anna Augustynowicz stwarza świat idealny. Świat, w którym wszystkie elementy są przemyślane, a słowa padające z ust bohaterów umotywowane. Płynnie wchodzi w strukturę i formę, którą w tekście narzuca Witold Gombrowicz i zaczyna tworzyć nowy porządek świata. Piękny to był spektakl. Pięknie inteligentny. Dobrze przemyślany, który od razu wtłacza widza do sztucznego świata bohaterów. Zamykając go i pozwalając porwać się ich opowieści
/fot. materiały prasowe warszawskie.org/
Henryk, główny bohater, jest tak naprawdę na scenie sam. Wszystkie postacie, które pojawiają się tuż obok niego są tylko wymysłem. Tworem nieistniejącym w świecie rzeczywistym. Czymś na wzór majaków sennych, które sobie wyobraża. To, że je widzimy nie oznacza jeszcze ich prawdziwości. Bo wszystko na co będziemy patrzeć powinno być postrzegane wyłącznie oczami Henryka. Człowieka, który na różnych poziomach podświadomości toczy walkę z własną formą. Konflikt pomiędzy człowiekiem, a narzuconą mu właśnie formą jest wybiciem z tego niezachwianego świata, który stwarza się w głowie Henryka (Grzegorz Falkowski). To dzięki niemu w dużej mierze zaczynamy rozróżniać świat fikcji i prawdy, prawdziwego oblicza i przywdziewanych masek. A dzięki temu, że działamy w wymyślonym przez Henryka świecie dostrzegamy ten element stwarzania. Nieustannej kreacji. A wszystko po to aby narzucając sobie nawzajem sposób bycia, dostrzec jak człowiekowi łatwo przychodzi dostrajanie się do innych. Henryk przecież na własny użytek przywołuje na scenę poszczególne postacie ze swojego życia, wszystko po to aby rozprawić się z własnymi traumami, życiem które wiódł kiedyś. Przywołuje je też po to, aby im pokazać, że to on jest silniejszy, lepszy, że to on posiada ogrom władzy.
Grzegorz Falkowski na scenie był po prostu Henrykiem. Oddawał jego postaci to co Gombrowicz nakreślił pisząc Ślub. Jego mowa zaś wiodła po chorych, dziwnych marach sennych wytwarzanych w jego umyśle. Stawała się głosem mówiącym w imieniu każdego człowieka. Czymś co miało oddać tę nieustanną walkę ludzi ze sztucznością. Nieprzypadkowo w jego życiu jedyną realną postacią staje się Władzio (Jędrzej Wielecki), którego nazwać możemy jego wiernym kompanem. To on co jakiś czas próbuje uzmysłowić Henrykowi, że oszalał, że toczy walkę z wiatrakami, którą przegra szybciej niż mu się zda. Władzio jest bohaterem żyjącym na scenie naprawdę. Tym, który staje w opozycji do Henryka i próbuje toczyć z nim cichą walkę. I choć z góry skazany jest na klęskę, pozwala mu to wierzyć, że zdoła uratować Henryka. Na przeciwko Władzia staje Pijak (Arkadiusz Buszko), którego utożsamiać należy z alter ego Henryka. Z jego gorszą wersją. Pojawia się zawsze kiedy główny bohater zaczyna myśleć o czynie złym i niegodziwym. Pojawia się również aby wpłynąć na Henryka i do zła go namówić.
Świat, który poznajemy jest jednostronny. Widziany wyłącznie poprzez Henryka. Nie dziwi zatem, że wszystkie postacie oddają mu „pokłon”. Może i próbują z nim czasem walczyć, słownie protestować, na nic jednak się do zda, bo szybko dostrajani są na wzór henrykowskiej wizji. Kiedy poznajemy bohatera jest on w trakcie pewnej zmiany własnej osoby, wraca z walk na francuskim froncie, chcąc wrócić do dawnego życia. Wraca do rodziców (Joanna Matuszak i Grzegorz Młudzik), z którymi na nowo stwarza pewną, dość dziwną, relację. Przypomina sobie Mańkę (Magdalena Żak), z którą był w młodości zaręczony. Szczęśliwy powrót syna, tak by to mogło wyglądać, lecz zaburzenie tego idealnego świata, przybycie Pijaka zmienia całą przestrzeń. Teraz na plan pierwszy wychodzi Ojciec, który próbuje ochronić się przed dudtknięciem. Aby tego dokonać powie tylko: Nietykalny, jak król, po czym wyjdzie na stół i zacznie emanować swoją władzą. Jego czyn momentalnie zamienia Henryka w księcia, który otrzymując taką władzę, wpada w stan agonii. Maniakalnie myśli o tym jak obalić Ojca-Króla. Oczywiście jego plan się powodzi, a po nim przychodzi kolejna myśl o kolejnym morderstwie, zabiciu Władzia. Nie chcąc jednak brudzić sobie rąk rozkazuje mu aby ten popełnił samobójstwo, miałby to być czyn świadczący o jego oddaniu. Lecz kiedy zbrodnia się dokonuje Henryk odzyskuje świadomość. Chce ponieść karę za swój czyn. Wie, że jest mordercą. Wie, że jest niegodny dalej żyć. Dlatego rozkazuje uwięzić siebie.
Nie jestem aktorem, padnie z ust Władzia, co okaże się doskonałym podsumowaniem spektaklu. Jego ram i struktury. Bo to właśnie ma charakteryzować każdego z bohaterów, każdego z ludzi. Jesteśmy aktorami życia codziennego, przybieramy maski i dostosowujemy się do otoczenia. I właśnie to Anna Augustynowicz chciała w swoim spektaklu najbardziej zaakcentować. Sztuczność, która pojawiała się w postawach postaci, ale również w ich mowie oraz to nieustanne wychodzenie z tych sztucznych ram miało pokazać walkę człowieka pomiędzy byciem sobą, a udawaniem. Pokazać, że nieustannie jesteśmy w procesie szukania siebie. Bohaterowie w tym spektaklu byli przecież marionetkami, które wychodząc na scenę zostają zahipnotyzowane i które działają wbrew rozsądkowi. Anna Augustynowicz potęguję tę sztuczność na każdym z możliwych poziomów. Możemy doszukiwać się jej w trywialnej gwarze bądź w powtarzanych słowach. W ruchach bohaterów oraz w ich postawach. I chociaż spektakl ten jest niezwykle rytmiczny to wciąż pozostaje mową o sztuczności człowieka. Aktorski to był wyczyn. Piękny i subtelny. Dobrze poprowadzony. I nie odważę się kogoś wyszczególnić, komuś nadać większego znaczenia. Bo wszyscy byli mówiąc najprościej nadzwyczajni. To za ich sprawą zakochałam się w spektaklu Augustynowicz. To za ich sprawą dałam się porwać sztuce i podobnie jak bohaterowie byłam zahipnotyzowana Ślubem od pierwszych chwil jego trwania.
/fot. materiały prasowe warszawskie.org/ |
Ślub
autor: Witold Gombrowicz
reżyseria: Anna Augustynowicz
scena: Teatr Współczesny w Szczecinie i Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu
scenografia: Marek Braun
kostiumy: Wanda Kowalska
muzyka: Jacek Wierzchowski
reżyseria światła: Krzysztof Sendke
obsada: Grzegorz Młudzik, Joanna Matuszak, Grzegorz Falkowski, Jędrzej Wielecki, Magdalena Żak / Magdalena Maścianica, Arkadiusz Buszko, Michał Świtała
*Spektakl prezentowany w ramach 37. Warszawskich Spotkań Teatralnych.
0 komentarze