Chłopi, reż. Krzysztof Garbaczewski

08:50

To chyba ten moment kiedy warto przyznać się do własnej porażki. Spojrzeć na siebie z boku i po raz (chyba) pierwszy w życiu powiedzieć, że nie zrozumiało się nic. Że tym razem wizja Krzysztofa Garbaczewskiego była tyleż niejasna co kompletnie niezrozumiała. Wielkie chapeau bas, dla kogoś kto jest w stanie wychwycić główną myśl i intencję reżysera. Bo ja nie powiem, żebym tych Chłopów Stanisława Reymonta w tej inscenizacji zrozumiała, bo nie zrozumiałam ich wcale

/fot. Magda Hueckel/

Niby było po Bożemu, a Reymont przemawiał z każdego zakamarka sceny. Historia Jagny, Boryny i Antka toczyła się w pełnej zgodności z myślą autora. Chłopi na scenie rządzili. Chłopi scenę zdominowali. I tak właściwie to dla tych chłopów na scenie należałoby szukać polskiego odpowiednika, po polskich wsiach. Bo oto, jak mało kiedy, pozwolono im na scenie przemówić. Tyle, że jak tak wgłębić się w ich losy to bliskie są one tym znanym z niejednego miejskiego domu. Jakby sytuacje te same tylko miejsca inne. Jakby Garbaczewski próbował wykorzystać głos ludzi mieszkających na wsiach i uświadomić tym mieszkającym w blokach, że ich życie tak właściwie nie różni się niczym. Że jest takie samo, tylko z wykorzystaniem innych środków. Bo metody wciąż pozostają te same.

Wykorzystał Krzysztof Garbaczewski do przedstawienia swojej wizji niemało choreografii bo i te zaczynały każdą z części, gdzieś w środku zachwiewały tą wiejską równowagą. Było też dużo scen czytanych. Ale takich prawdziwie czytanych ze scenariusza, które jakby wyrzucić nie umniejszyłyby temu dziełu. Ale wszystko to (niestety) zostało i przez dwieście dziesięć minut się rozgrywało. Oczywiście, dałoby się to zrobić szybciej i bardziej wartko, ale to nie byłby Garbaczewski, to nie byłoby jego dzieło, gdyby widzom kazał opuścić widownię po dwóch godzinach. Szczęśliwcy, którzy usiedli po tej stronie widowni, co krzesła zachowała, pewnie ze spokojem znosili oni dłużącą się sztukę. Gorzej z tymi (w tym mnie), których usadzono na łaciatych pufach. Pozwoliłam sobie nazwać je krówkami, bo te zwierzęta przypominały i tak chyba miało być, bo jakaś zwierzyna tym chłopom była potrzebna, więc pozwolono sobie w tych rolach obsadzić publiczność. Proszę jednak nie myśleć, że w jakiś sposób to wykorzystano, bo nie. To raczej moja własna i luźna interpretacja.

Spektakl chociaż nie należał do tych najbardziej szalonych reżysera. Tych, które bezgranicznie kocham i uwielbiam (czyt. Hamlet i Robert Robur) to daleki był od Wyzwolenia, które zaserwował ostatnio swoim widzom Garbaczewski w Teatrze Studio. Tutaj było znośnie i nawet przyznać muszę, że mi się spodobało. Urzekła mnie scenografia, gra aktorska Michała Czachora i Mateusza Łasowskiego, choć Arkadiusz Brykalski jako tytułowy Boryna też się do tego przysłużył. Z ról kobiecych to zdecydowanie wyróżniłabym Annę Ilczuk i Julię Wyszyńską. Reszta jakoś mnie nie porwała, a raczej miałam wrażenie, że widziałam ich w tych rolach już w jakimś innym spektaklu. No, ale skoro taki był zamysł reżysera, to ja proszę bardzo. Niech będzie i tak. Mało brakowało, a już bym zapomniała o projekcjach, które też przecież były bardzo przyjemne dla oka, zwłaszcza ta po śmierci Boryny. Za to trochę przeraził mnie łazik na scenie w roli świni i ciągle sypiąca się na bohaterów (eko)glina.

Ale czekałam te dwieście dziesięć minut, aby w jednym zdaniu usłyszeć, że spektakl ten był o całym społeczeństwie. A raczej o tym, jak w łatwy sposób można zachwiać równowagą panującą w zamkniętej grupie. Że jeden niechciany element może zniszczyć wszystko. Lecz jeśli w porę się to zauważy i szybko go poza to społeczeństwo wyrzuci, wszystko wróci na właściwe tory. Tak jak Jagnę wywieziono na gnoju, tak tu posypując kobietę (eko)gliną wykluczono ją ze społeczeństwa. Nikt się za nią nie wstawił, bo wszyscy obawiali się, że nie tyle namiesza w życiu tych ludzi, co będzie się w tym życiu panoszyć i wprowadzać własne zmiany, a na to ta ludność gotowa nie była. Tak jak pada na końcu sztuki, społeczeństwo jest jak dom i jeśli ktoś zacznie z niego kraść cegły to on się w końcu zwali. Dlatego trzeba działać szybko, żeby do tego nie dopuścić. I z taką radą i pouczeniem odsyła Garbaczewski swojego widza to domu, a czy wyniesie on z tego coś poza to nie wie, bo ja nie wyniosłam nic. Ale wdzięczna będę bardzo, jeśli ktoś coś znalazł i zechce mnie o tym poinformować i uświadomić.

/fot. Magda Hueckel/
Chłopi
tekst: Stanisław Reymont
adaptacja, reżyseria: Krzysztof Garbaczewski
scenografia: Krzysztof Garbaczewski, Jan Strumiłło
kostiumy: Sławomir Blaszewski
wideo: Robert Mleczko
muzyka: Jan Duszyński
reżyseria światła: Bartosz Nalazek
opracowanie tekstów: Karolina Kapralska
asystent reżysera: Radosław Mirski
obsada: Karolina Adamczyk, Klara Bielawka, Anna Ilczuk, Magdalena Koleśnik, Ewa Skibińska, Barbara Wysocka, Julia Wyszyńska, Grzegorz Artman, Arkadiusz Brykalski, Michał Czachor, Grzegorz Falkowski, Michał Jarmicki, Andrzej Kłak, Mateusz Łasowski, Paweł Smagała, Julian Świeżewski, Kazimierz Wysota

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE