Czas barbarzyńców, reż. Jarosław Tumidajski
14:10Polityka głośno wybrzmiewać będzie z każdego zdania wypowiadanego ze sceny. A w tekście Dona Taylora będziemy przeglądać się jak w lustrze. Widząc to co dzieje się obecnie z nami, z całym społeczeństwem. Jarosław Tumidajski nie będzie starał się dawać odpowiedzi na pytanie jak w tym wszystkim żyć, nie będzie go nawet szukać. On skupi się przede wszystkim na próbie uświadomienia nam, że demokracja chyba właśnie przestaje istnieć
/fot. Magda Hueckel/
Ostatni spektakl Jarosława Tumidajskiego, który widziałam w Teatrze Współczesnym, czyli Bucharest Calling, jakoś nie pozostawił mi żadnej nadziei na to, że tym razem zobaczę coś nie tyle ciekawego, co po prostu wartego wystawienia na scenie teatralnej. Trochę pozbawiona jakiejkolwiek nadziei wybrałam się do Współczesnego, wierząc raczej w to, że po obejrzeniu spektaklu będę mieć o czym rzewnie dyskutować z moją towarzyszką niedoli. A tu proszę szok i niedowierzanie. Aż byłam gotowa zabić się w pierś i przeprosić Pana Reżysera, że nie wierzyłam w jego siły. Nie w stworzenie spektaklu, który jest po prostu dobry. Ale obecny czas okazał się jednym z lepszych na wystawienie Czasu barbarzyńców Dona Taylora. Czas politycznych nastrojów, głębokich podziałów i braku wiary w to, że można jeszcze coś zmienić (chyba, że znajdą się osoby, które jeszcze głęboko w to wierzą).
Tumidajski ani myślał w swojej inscenizacji uciekać się do jakichkolwiek skrótów, wiernie przeniósł dzieło jego twórcy na scenę, uszczuplając jedynie o niewielkie fragmenty. Ubogacając zaś o półsłówka odnoszące się w punkt do naszych współczesnych realiów. Przepraszam bardzo, do naszych współczesnych politycznych czasów. Nie trudno było zgadywać o co dokładnie chodziło aktorom w tej czy innej kwestii, bo użyte przez nich środki, aż prosiły się o umiejscowienie w danym wydarzeniu z ostatnich czasów. Co jakiś czas publiczność przyklaskiwała i wybuchała śmiechem, bo to co płynęło ze sceny było zgodne z ich poglądami politycznymi. Widać jednak, że reżyser stracił trochę wiarę w inteligencję swojego widza i uciekając się do języka potocznego powiem, że podał mu wszystko na tacy. Nie zostawił miejsca na jakiekolwiek domysły czy możliwość interpretacji danych fragmentów wedle uznania odbiorcy. Doszło aż do takich absurdów, że najprostsze odniesienia do współczesnych wydarzeń zostały ubogacone o jeszcze jakieś informacje, jakby ktoś miał się nie domyślić o co chodzi.
Jak się ostatecznie okazało niewiele trzeba było zmieniać tekst Taylora, ażeby zrobiło się współcześnie. Nawet didaskalia zdają się być przeniesione wprost z oryginalnego tekstu. A żeby jednak dodać do niego trochę nutki nowoczesności to zamiast w tekście trzeba było poszukać w innych formach. Tak oto powstała scenografia, cała w bieli, której kolor miał być czystą kartą dla bohaterów. I to oni swoimi przebiegłymi charakterami nadawali tej scenograficznej przestrzeni innej barwy. Ale mało kto wie, że nadmiar bieli nie tylko daje wolność, co nadmiar tego koloru może wywołać nerwicę i depresję. A poza tym, i co dla sztuki okazuje się być kluczowe, wyraża naszą potrzebę ucieczki i ukrycia się przed innymi i sobą samym. I dokładnie to robią bohaterowie. Ukrywają się przed barbarzyńcami, próbują przed nimi uciekać, ale przede wszystkim próbują uciec przed sobą, bo widzą, że kiedy nadszedł zły czas dla ich kraju, to oni zamiast stawać do walki, próbować wyplenić ten obcy lud, wolą zastraszeni siedzieć w swoich domach. Bardzo znajome, prawda? Ale przecież demokracja jest najtrudniejszą grą, jaką ludzkość kiedykolwiek wymyśliła. I zanim wszyscy nauczymy się w nią grać mogą minąć pokolenia… choć usłyszymy to zdanie na początku okaże się ono kluczem całego spektaklu. Jako zdanie mające nam uświadomić działanie współczesnego społeczeństwa. Mające dać odpowiedź na niezrozumienie tych obecnych politycznych bojów i naszego w tym myślenia.
Czas barbarzyńców, to inaczej czas przejęcia władzy przez obcy lud. Przez polityków, którzy używając propagandy i innych procedur bliskich komunistycznym metodom próbują podporządkować sobie lud. Co prawda, w całej tej opowieści są śmiałkowie, którzy stają do walki, tyle, że ta walka jest toczona w podziemiu. Podążając za toczącym się biegiem wydarzeń, poznajemy różne grupy konspiracyjne oraz poszczególne silne jednostki, które działają pod przykrywką niby w celu pokonania barbarzyńców, jak się później okazuje wielu z nich działało wprost odwrotnie. Lecz przedstawiona opowieść pokazana jest przez pryzmat jednego człowieka Marcusa (Michał Mikołajczak), który wprowadzając nas w tajniki nowych czasów, próbuje z dokładnością scharakteryzować panujący lud i całe społeczeństwo, w którym przyszło mu żyć. Podążamy razem z nim i z nim poznajemy też barbarzyńców. Według jego zamiarów zaczynamy tworzyć poglądy na przedstawiany temat w stu procentach zgodny z tym co sam nam pokazuje. W pewnym jednak momencie zaczynamy dostrzegać o co tak naprawdę chodziło zarówno Taylorowi jak i Tumidajskiemu, to w jaki łatwy sposób można nami manipulować, żeby osiągnąć własny cel. Naszemu głównemu bohaterowi udaje się cały ten „zły czas” przetrwać tyle, że i jemu w pewnym momencie przyjdzie spuścić głowę i żyć z dala od władzy. Po prostu nie narażając się na jakieś sankcje. Po raz kolejny powiem: bardzo znajome, prawda?
/fot. Magda Hueckel/ |
Czas barbarzyńców
autor: Don Taylor
przekład: Andrzej Zieliński
reżyseria: Jarosław Tumidajski
scenografia: Mirek Kaczmarek
kostiumy: Grupa Mixer
muzyka: Stefan Wesołowski
obsada: Katarzyna Dąbrowska , Monika Kwiatkowska , Monika Pikuła , Barbara Wypych, Mikołaj Chroboczek , Dariusz Dobkowski , Piotr Garlicki , Michał Mikołajczak, Sławomir Orzechowski, Jan Pęczek, Szymon Roszak, Sebastian Świerszcz, Rafał Zawierucha, Andrzej Zieliński
0 komentarze