Zmiany są dobre. Wywiad z Tomaszem Nosinskim

08:18

Tomasz Nosinski na stałe dołączył do zespołu aktorskiego Teatru Studio. Od sezonu 2016/2017 oglądać go możemy w takich spektaklach jak: Berlin Alexanderplatz, Wyzwolenie czy Utalentowany Pan Ripley. Jest jeszcze jedna sztuka o której warto wspomnieć, czyli Pocałunek kobiety pająka. Spektakl tyleż zaskakujący, co bardzo trudny i refleksyjny. O tym spektaklu i innych rolach teatralnych, a także serialu Artyści porozmawiałam z Tomaszem Nosinskim


/fot. Krzysztof Bieliński/

Agnieszka Kobroń: Niedawno z Teatru Nowego w Poznaniu przeniosłeś się do Teatru Studio i oficjalnie dołączyłeś do zespołu aktorskiego.
Tomasz Nosinski: Można powiedzieć, że oficjalnie przyszedłem na etat, ale nie była to dla mnie sytuacja całkowicie nowa, ani taka która by mnie jakoś strasznie zaskoczyła, bo już znałem troszeczkę tę przestrzeń wcześniej. Współpracowałem z Teatrem Studio, więc dołączenie do zespołu było dla mnie wręcz wynikiem naturalnym.

Co spowodowało, że zdecydowałeś się na zmianę teatru?
Uważam, że zmiany dobrze robię. W życiu, a już szczególnie w tym zawodzie. Dobrze jest zmieniać teatr. Jakaś taka naturalna kolej rzeczy w tym zawodzie. Nie mówię, że to musi być jakoś często ani w jakich odstępach. Każdy czuje kiedy powinno się to zdarzyć. Kiedy przychodzi ten czas. U mnie związane to było z pracą, bo przychodziłem tutaj za reżyserem, z którym bardzo często współpracuje, żeby grać w jego spektaklach. Siłą rzeczy wchodziłem w zespół. Zresztą podobnie było z Teatrem Nowym w Poznaniu, a także z Teatrem im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.

W związku z licznymi konfliktami jakie działy się wokół Teatru Studio, nie miałeś obawy tutaj przychodzić?
Dla mnie zespół i to, co się dzieje na scenie jest rzeczą najważniejszą. Wiadomo, że łączy się z tym atmosfera, jaka panuje w teatrze. Ale ja tutaj przychodzę na konkretną pracę i konkretne spotkanie z ludźmi, które ma się odbyć na scenie.

To jak się tutaj czujesz w nowym miejscu?
Fajne rzeczy się w tym teatrze dzieją. Ale taka zmiana pracy, przyjście do konkretnego teatru, na jakąś konkretną pracę, to nie jest jakiś dar od losu, a ja teraz nie dziękuję za to, że mam tak wspaniale. Uwierz mi, to nie tak wygląda. Myślę raczej o tym, że jest mnóstwo do zrobienia, że parę rzeczy nam się udało, ale to też nie znaczy, że mamy usiąść i spocząć na laurach. Dlatego ta moja przygoda z Teatrem Studio dopiero się zaczyna i dopiero za jakiś czas będę mógł więcej powiedzieć jak się tutaj czuję.

Możesz chyba to przejście do Teatru Studio nazwać dobrą zmianą?
Boję się używać tego określenia w tych czasach (śmiech), poza tym trudno jest mi nazywać coś dobrym albo złym.

To powiedzmy inaczej, ta zmiana teatru jest chyba dla ciebie bardzo korzystna w sensie artystycznym. Rozwijasz się. Ostatnio przecież grałeś w trzech premierach.
To chyba dobrze, a ty jak uważasz?

Wydaje mi się, że tutaj w teatrze potrzebna była taka odnowa, może mała rewolucja. Chociażby zmiana samej nazwy już dużo wnosi.
Osobiście bardzo mi ona odpowiada, dlatego, że od dziecka miałem zamiłowania do sztuk plastycznych i dla mnie to, że jestem w instytucji, która nazywa się TeatrGaleria jakoś strasznie wiąże mi się z moją osobą. Z drugiej zaś strony ktoś może powiedzieć, że nie powinienem mówić źle o teatrze, w którym pracuję, że powinien być lojalny. Owszem, powinienem być, ale z całą wiedzą na ten temat, mogę powiedzieć, że chciałbym w swoich wyborach i tym, co robię być totalnie świeży. Bardzo łatwo można osiąść, przyjąć zastaną sytuację albo powiedzieć sobie, że jest po prostu fajnie. To nie wystarcza i to nigdy nie wystarczy.

Kiedy przychodzisz do teatru, ale nie jako aktor tylko jako widz, to czego oczekujesz od spektaklu?
Dla mnie teatr to po prostu aktor plus widz, jak tego równania nie ma to nie ma teatru. Oczywiście, możemy mówić o laboratorium, które jest robione dla samych aktorów, ja to wszystko rozumiem, ale kiedy nie ma tego równania to teatr nie istnieje. I wtedy ewentualnie można się zastanawiać, czym on jest. I idąc do teatru, jako widz to oczekuję zarówno wszystkiego, jak i niczego. Bo kiedy jako aktor wychodzę na scenę to marzę o tym, żeby być na niej w punkcie zero, czyli w takiej niewiadomej i o tym samym myślę jako widz. Oczywiście zawsze czekam na wybitne dzieło, dzięki któremu dojdzie do pewnego rodzaju zdziwienia, ale na samym początku pozwalam się ponieść odczuciom, emocjom. I staram się próbować zauważać sytuacje, która się dzieją tu i teraz. Bo takie rzeczy mogą mnie zabrać w rejony, w których nie byłem, albo długo ich nie odwiedzałem.

Kiedyś ktoś mi powiedział, że bardzo denerwuje go jak po jednym nieudanym przedstawieniu, ludzie potrafią przekreślić wszystkie dobre role danego aktora.
To bardzo dużo świadczy o nas. Zawsze mówię, że jeśli idziesz do teatru i od samego początku będziesz nastawiony na nie, to tylko takie rzeczy z niego wyciągniesz, to skazuje sztukę na przegraną. Jeśli zaś idziesz w to miejsce z myślą, że chcesz czegoś więcej to wtedy znajdziesz pozytywne rzeczy dla siebie. To trochę jak w życiu.

Ostatnio miałam taką sytuację w Teatrze Starym w Krakowie, gdzie grupka osób wymieniała się spostrzeżeniami na temat spektaklu. Mówili o tym, jak bardzo się im nie podoba, bo nie jest klasyczny, nie taki jak robiono kiedyś. Oni nawet nie dali temu spektaklowi szansy.
Zabawne, że mówisz o Teatrze Starym, bo to mój teatr. W Krakowie chodziłem do szkoły aktorskiej, więc prawie codziennie byłem w tym teatrze na jakimś spektaklu. Nawet po kilka razy na jednym i tym samym. Tam właśnie pierwszy raz zobaczyłem Krystiana Lupę. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tak wielkim teatrem. Więc jak przyjechałem z północy, ze Słupska, mając te dziewiętnaście lat i od razu trafiłem na spektakle takiego reżysera, to było niesamowite przeżycie. Można powiedzieć, że Teatr Stary jakoś mnie teatralnie wychował.
Ale wracając do twojego przykładu to te sztuki bardziej współczesne, te bardziej ryzykujące czy jak to się teraz ładnie mówi performatywne więcej od widzów wymagają. A ci niechętnie się na to otwierają. Można na ten temat rozmawiać, ale tak jest.

Nawiązując do oczekiwań widzów, chciałabym zapytać, czego można oczekiwać przychodząc na spektakl Pocałunek kobiety pająka w reżyserii Rafała Dziemidoka?
Jak zwykle, czegoś wspaniałego (śmiech). Tandetnego melodramatu, tak bym to chyba nazwał. Zastanawiam się też na ile wychodzi w tym spektaklu ta intymność, w graniu i spotkaniu między bohaterami. Na ile faktycznie to, co ja odczuwam przechodzi na drugą stronę. 

A powiesz mi co odczuwasz?
Odczuwam taką nieustanną walkę o bliskość, a nie wiem czy ona w ogóle się zdarza.

To ze swojej strony mogę powiedzieć, że dla mnie jest to dość ciężki spektakl, ale w takim sensie współodczuwania. Wychodzę z niego i mam kompletną pustkę w głowie. I ta pustka nadal trwa, ciężko było mi nawet napisać recenzję, bo rozbieram sztukę na drobne części i staram się wszystko zrozumieć.
Ja do tej pory nie potrafię myśleć o tym spektaklu, jako o czymś skończonym. Dlatego wydaje mi się, że każdy następny jest kolejną wyprawą w nieznane. Bardzo skrajne emocje towarzyszą temu spektaklowi. I ja się wcale temu nie dziwię, ale co to znaczy? I mimo tego, że mamy bardzo silnie zarysowaną strukturę, po reakcjach publiczności widzę, że różnie odbierają tę sztukę. Jedni się zrywają i są zachwyceni, inni nie do końca wiedzą, co z tym zrobić. I teraz zastanawiam się czy było tak źle czy tak niezrozumiale?

Mnie się wydaje, że dużo osób chyba nie rozumie tej relacji między bohaterami. Bo jeśli nie wejdziesz w ten spektakl tak całkowicie, nie będziesz się wsłuchiwać w te wszystkie padające słowa, to nic z tego nie wyjdzie. Bo dopiero one pozwalają zrozumieć pewne relacje, emocje, o co toczy się ta cała walka.
Nie przypomina ci to takiego prostego w strukturze teatru? Teatru amatorskiego z dawnych czasów, bardzo mocno skoncentrowanego na tekście? Wierzę, że tekst jest tutaj bardzo ważny, ale emocje, które nami targają są równie istotne. Być może to jest nadal przestrzeń do odkrywania w tym spektaklu, że tekst podany sam nie istnieje, że tekst musi mieć uzasadnienie w tobie.

Osobiście jestem bardzo zachwycona tym ukazaniem pewnych relacji między bohaterami za sprawą tanga. Uważam, że to był najlepszy moment.
Ale przyznaj, że do samej sztuki miałaś nieco inne oczekiwania?

Szczerze mówiąc to przyszłam bez oczekiwań, bo sama nie wiedziałam, czego się spodziewać. Opis niewiele mówił, na próbie medialnej był tylko krótki fragment, więc naprawdę nie wiedziałam. I byłam też ciekawa jak to będzie wyglądać w tej przestrzeni.
Ten spektakl w tej przestrzeni był dużym wyzwaniem. Dla mnie szczególnie. I ciekawy jestem jak będzie się rozwijał dalej. Dobrze by było zastanowić się co on faktycznie w nas zostawia. Sam nad tym myślę.

Grasz bardzo specyficznego bohatera w tym spektaklu. Jesteś taki wyobcowany. Mało mówisz. Ale te opowieści, które do ciebie napływają i ta relacja, która tworzy się z Moliną zaczyna budować twoją postać. Z jednej strony jesteś bardzo tajemniczy, z drugiej bardzo prosty i łatwo się domyślić, dlaczego jesteś w tym miejscu. Ale gdzieś wewnętrznie czuję, że w ogólnym oglądzie tej postaci najważniejsze staje się to, czego nie ma. To, co jest gdzieś między wersami. To, co widzowi z łatwością może umknąć. Cała twoja postać buduje się przecież w milczeniu.
Nie chcę powiedzieć, że mój bohater jest pełen sprzeczności, ale coś w tym jest. Zauważ, że on mówi o czymś innym, a coś innego możemy zauważyć. To jest tak jakby ktoś się bronił przed przyznaniem, że jest sam, jakby bał się usiąść i faktycznie powiedzieć co w nim siedzi. W ogóle bardzo trudno zanalizować postać, która nie wchodzi w dialog. Mój bohater udaje, że jest obecny w tej rozmowie z Moliną i ciężko z tego wywnioskować jaki jest naprawdę. Można powiedzieć, że współcześnie to jest normalne, bo my nigdy nie rozmawiamy do końca, nigdy nie jesteśmy na sto procent w czymś. Ale w tym wypadku to staje się opowieścią o samotności. Dlatego mój bohater buduje sobie pewną bańkę, w której czuje się bezpieczny. On po prostu boi się przyznać przed światem jak jest naprawdę, nie jest gotowy, nie wytrzymałby tego.

Twój bohater po prostu, za bardzo żyje tym czego nie ma.
Dokładnie i tam nawet jest taki fragment, kiedy bój bohater mówi, że nie wierzy, że można żyć chwilą. Myślę, że nikt tego nie potrafi, a już szczególnie nie ta postać. Dlatego myślę, że Valentin jest pełen sprzeczności. Słucha nie słucha, wierzy nie wierzy, uważa że nie można żyć chwilą.

Analizując jeszcze twoją postać mam wrażenie, że najbardziej wymowny staje się ten krzyk twojego bohatera, który słychać gdy prosi Molinę o pomoc. Wtedy wychodzi jak bardzo sprzeczną on jest postacią, jakby zaczynał rozumieć, że to wszystko, co sobie wymyślił już nie istnieje. A jednak dalej stara się w to brnąć.
Ale jednak mówi o tej ważnej sprawie do załatwienia. Zobacz, że ten krzyk też nie jest już lękiem przed tym że można kogoś stracić, jest po prostu żalem, tęsknotą, obawą przed tym co zaraz nastąpi. Dlatego jeszcze raz powtórzę: człowiek jest pełen sprzeczności i to jest idealny punkt wyjściowy w zrozumieniu mojego bohatera.

/fot. Krzysztof Bieliński, Pocałunek kobiety pająka reż. Rafał Dziemidok/
To teraz możemy przejść do kolejnego spektaklu czyli Berlin Alexanderplatz w reżyserii Natalii Korczakowskiej, który też niedawno miał swoją premierę.
To też dość sprzeczny spektakl…

Ciekawi mnie bardzo wasz duet z Katarzyną Warnke. Przez jednych jesteście nazywani czarnymi aniołami, przez innych mistrzami ceremonii albo złymi duchami.
A co ty byś wybrała?

Zdecydowanie mistrzami ceremonii, zresztą sama was tak nazwałam w swojej recenzji.
Zobacz ile różnych interpretacji. W pewnym sensie najlepiej byłoby myśleć o tym spektaklu jako o takim który budzi wiele skrajnych emocji. Co widać chociażby w tym, że nasz duet jest interpretowany na tyle różnych sposobów.

Mimo tego, że gracie postacie drugoplanowe to stajecie się takimi bohaterami zasiewającymi pewne ziarenko, od którego ten spektakl w ogóle zaczyna istnieć.
Nie chcę powiedzieć, że te postacie są pewnymi siłami sprawczymi, bo nie są. Ale można powiedzieć, że w nich jest taka narracyjna nadświadomość, polegająca na tym, że mamy dość niepewnego bohatera i nie do końca wiemy co z nim zrobić. Dlatego też doprowadzamy go do pewnego momentu i zostawiamy. Dajemy mu po prostu drugą szansę. A czy z niej skorzysta?

Mnie się wydaje, że wy nie do końca chcecie mu tę drugą szansę dać.
Bo każdy poniekąd pozostaje sam wobec wszystkiego co robi.

Wy tam wszyscy jesteście przepełnieni złem.
Bohaterowie zawsze są jacyś, różni. A skoro u nas wszyscy mają pokazaną tę ciemną stronę mocy, to może łatwiej będzie widzowi zobaczyć w nich coś bardzo pozytywnego i bardzo dobrego. Przecież te postacie spotykają się i wspólnie istnieją na jednym „placu”. Więc rozgraniczenie tego na dobrych i złych byłoby wręcz zbyt naiwne. Raczej powinniśmy szukać postaci, z którymi chcielibyśmy się utożsamiać bądź nie, którymi gardzimy bądź nie. A przede wszystkim, powinniśmy zastanowić się co to jest za świat, w którym oni żyją. Jakie czasy, taki bohater (śmiech).

Ja ten spektakl zaczęłam właśnie od zrozumienia tego świata, który przedstawiacie. Gdzie ci bohaterowie, ale jednocześnie i my widzowie, żyjemy.
No właśnie i czy z czymś nam się ten świat nie kojarzy, z czymś bardzo znajomym.

Już na zakończenie, chciałabym cię zapytać czy po serialu Artyści zmieniło się coś w twoim życiu zawodowym?
Skrzynka mailowa jest zapchana (śmiech). Pisze do mnie wiele osób, przeróżnych, którzy chcą się ze mną podzielić swoimi spostrzeżeniami na temat serialu. Tak dużo dobrych, ale też takich przedziwnych słów chyba jeszcze nigdy w życiu nie usłyszałem. Od ludzi w różnym wieku. Ktoś mi powiedział, że jestem polską Alexis, ktoś inny zaczepił przed Teatrem Studio i powiedział, że chciałby mi podziękować za te ślady po ospie. Byłam bardzo zaskoczony i kiedy zapytałem za co, ten chłopak powiedział, że za rolę w Artystach. Grzecznie podziękowałem, a on: - Ale naprawdę chciałem Panu podziękować, bo to jest wielkie co Pan robi. A ja nie wiedziałem kompletnie, co ja takiego zrobiłem.

Jak to się stało, że znalazłeś się w obsadzie?
Nigdy nie grałem w spektaklach Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, a ta rola została mi po prostu zaproponowana. Dlatego, że już wcześniej rozmawialiśmy, że fajnie by było spotkać się w pracy, ale z racji tego, że nie wyszło nam to spotkanie na teatralnych deskach to zdarzył się serial. I ogromne się cieszę, że w nim zagrałem, bo uważam, że Monika i Paweł robią niesamowitą robotę.

To teraz powiedz mi jak ci się z nimi pracowało, bo ostatnio rozmawiałam z Pawłem Tomaszewskim, który w ich spektaklach gra od dłuższego już czasu i powiedział mi, że osoby, które wcześniej z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim nie pracowały miały bardzo ciężko.
To prawda, miałem bardzo trudno. To była dla mnie totalnie nowa rzecz. Mówienie tym tekstem było tak jak mówienie tekstem klasycznym. Zupełnie coś innego, niż do tej pory spotykałem w teatrze. Trudno było mi frazy Pawła brać do siebie i na kanwie tego budować jeszcze emocje. Tak żeby ten tekst był jak najbardziej prawdziwy, mój.

Ale skutek był dobry.
Chyba nie mogę odpowiedzieć (śmiech), bo nigdy nie jestem zadowolony z siebie, albo mówiąc inaczej rzadko kiedy bywam zadowolony.

Staliście się przecież wielkim hitem.
To prawda. Zresztą jesteśmy nominowani do Wdechów 2016 w kategorii: Wydarzenie roku.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE