Wielki powrót na teatralne deski. Wywiad z Adą Fijał
09:07Nie zdziwi mnie jeśli rolą w spektaklu Tajna misja w reżyserii Jarosława Grzelki podbiła serca „milionów”. Bo szalona Izka w wykonaniu Ady Fijał to pokaz ogromnego talentu aktorskiego i niemałego doświadczenia zawodowego. Tą właśnie rolą udowodniła wszystkim, że komedia to coś co lubi najbardziej. I nie powinno dziwić to wcale, bo już podczas studiów w krakowskiej PWST właśnie taką karierę jej wróżono
/fot. Ola Golczyńska, archiwum prywatne/
Agnieszka Kobroń: Świat mężczyzn czy świat kobiet, który z nich jest ci bliższy, w którym lepiej się odnajdujesz?
Ada Fijał: Wydaję mi się, że niezależnie od płci w każdym z nas drzemie pierwiastek męski i żeński. Ważne jest, żebyśmy znaleźli swoje wewnętrzne proporcje Yin i Yang. Mam nadzieję, że ja już swoje znalazłam. Moja kobiecość przejawia się we wrażliwości, empatii czy opiekuńczości. Myślę, że typowo „babskie” jest też intensywne przeżywanie różnych rozterek emocjonalnych (śmiech). Przysłowiowo dzielę włos na czworo. Ale mam w sobie też męską stronę, która przejawia się w decyzyjności, zwłaszcza jeżeli chodzi o kluczowe sprawy dotyczące mojego życia.
Mówisz o podejmowaniu męskich decyzji, więc chyba lubisz trochę rządzić?
Zdecydowanie nie. Wolę pracować w grupie i najlepiej czuję się jako część zespołu. Na bycie szefem jestem zbyt dużym lekkoduchem. Byłam kiedyś przewodniczącą klasy i w moje urodziny wyciągnęłam wszystkich na wagary (śmiech). Mówiąc o swoim męskim pierwiastku i podejmowaniu decyzji miałam na myśli wyłącznie te istotne sprawy dotyczące mojego życia zawodowego czy prywatnego. Wtedy potrafię szybko działać. Tak było na przykład ze spektaklem Tajna Misja. W przypadku drobiazgów potrafię zastanawiać się godzinami.
To jak to właściwie było ze sztuką Tajna Misja, jak znalazłaś się w obsadzie?
Wszystko wydarzyło się na planie serialu Wmiksowani.pl, w którym gram wspólnie z Piotrem Miazgą. Podczas jednej z przerw na planie Piotrek zapytał, czy nie chciałabym wziąć udziału w nowym projekcie teatralnym. Zaintrygował mnie temat spektaklu, więc postanowiłam spróbować. Kiedy przeczytaliśmy scenariusz wraz z pozostałymi aktorami, wiedziałam, że chcę zagrać tę rolę.
I to była naprawdę dobra decyzja, mówiąc kolokwialnie, taki strzał w dziesiątkę.
Ogromna jest w tym zasługa tekstu Jarka Grzelki, który dzięki kabaretowemu doświadczeniu, ma idealne wyczucie humoru sytuacyjnego. Naprawdę świetnie pracowało nam się nad tym spektaklem!
Podejrzewam, że to także za sprawą obsady?
Cieszę się, że mam okazję pracować z tak znakomitymi aktorami teatralnymi, ale przede wszystkim fajnymi ludźmi. Czuję, że jest między nami pozytywna energia i mam nadzieję, że to przekłada się na publiczność. Dla mnie udział w Tajnej misji to powrót na teatralne deski po kilku latach przerwy. Dzięki pracy z Krzysztofem Kiersznowskim, Piotrem Miazgą i Mariuszem Drężkiem dużo się nauczyłam i na nowo odkryłam radość z pracy na scenie. Oni mają niesamowite doświadczenie i wiedzą jak poruszyć widownię. A Krzysztof Kiersznowski jest w tym mistrzem.
A taka umiejętność jest bardzo cenna, zwłaszcza na teatralnych deskach.
Oczywiście. Krzysztof zawsze starał się nam pomagać i bardzo zależało mu na tym projekcie, bo od początku widział w nim komediowy potencjał. Przypominał mi w tym moich nauczycieli ze szkoły teatralnej, a zwłaszcza pana Jerzego Trelę. To doskonały pedagog, a przecież nie każdy dobry aktor potrafi być dobrym pedagogiem. Miałam to szczęście, że trafiałam w krakowskiej PWST na wspaniałych nauczycieli.
Spektakl Tajna misja - co trzeba podkreślić - był debiutem reżyserskim Jarosława Grzelki.
Tak, to jest jego debiut teatralny. Jarek wcześniej realizował projekty związane z kabaretem.
Myślę, że bardzo mu to pomogło w stworzeniu komedii, która była utrzymana cały czas na bardzo wysokim poziomie. A jak ty czułaś się w roli szalonej Izki?
/fot. Maciej Gillert / Getty Images; Tajna misja, reż. Jarosław Grzelka/ |
Świetnie! W aktorstwie podoba mi się to, że musimy szukać w sobie cech i emocji osób, które są na naszych przeciwległych biegunach. A „moja” Izka właśnie taka jest. To typowa materialistka, do tego nimfomanka z trudnym charakterem, która owinęła sobie męża wokół palca. Moja bohaterka jest bardzo przerysowana, ale przez to niezwykle zabawna.
Rzec można idealna komediowa postać.
I bardzo mi się ta jej komediowość podoba. Zresztą już w szkole teatralnej często obsadzano mnie w komedii i nawet sugerowano, że powinnam pójść w tę stronę. Ale od tego czasu bardzo mało miałam do czynienia z takim stylem grania, raczej obsadzano mnie w rolach dramatycznych w serialu czy w teatrze. W Barwach szczęścia od dziesięciu lat gram kobietę pełną rozterek i depresji, a nawet prób samobójczych. A moja ostatnia rola w teatrze, w sztuce Życie w zasięgu ręki, była też postacią typowo dramatyczną.
Takie nieustanne granie poważnych, rozedrganych emocjonalnie bohaterek, zmotywowało mnie do stworzenia swojego kanału na YouTube „Peszyn for Feszyn”, w których parodiuję świat mody i znane osoby ze świata show-biznesie. Chciałam trochę oderwać się od dramatów i wrócić do komediowej formy.
To kiedy poczułaś, że masz ten dryg do komediowych ról?
Od zawsze lubiłam komedie i lekki humor. Kiedy gram komediowe role dostaję ogromną dawkę pozytywnej energii, zarówno od ludzi z którymi współpracuję, jak i od widowni. Po ostatnim spektaklu Tajnej misji mieliśmy kilkuminutową owację na stojąco! W takich chwilach życie aktora ma sens (śmiech). Mam nadzieje, że uda nam się jeszcze z Jarkiem coś razem stworzyć.
W tym spektaklu zahaczacie również o polityczne wątki. Zwłaszcza o pytanie czym jest Polska. Podczas prób stolikowych rozmawialiście na ten temat?
Każdy z nas ma swoje zdanie na temat rzeczywistości w naszym kraju i mimo, że poruszamy politykę w sztuce, nie chcieliśmy dotykać jej bezpośrednio. Tak naprawdę nasz tekst powstał dużo wcześniej, niż opisywane sytuacje mają miejsce w rzeczywistości. To bardziej wizja przyszłości, która okazała się być prorocza.
Grasz w teatrze i serialu, masz kanał na YouTube, o którym już wspomniałaś. Jest jeszcze moda i śpiew…
…ostatnio raczej nie zajmuję się muzyką. Kilka lat temu wydałam płytę Ninoczka, na której słychać moją miłość do retro. Na razie skupiam się się na graniu, ale może coś w przyszłości jeszcze do mnie przyjdzie. Nie wykluczam tego.
Jak udaje ci się te wszystkie dziedziny razem połączyć?
Wydaje mi się, że światy w których działam są sobie bardzo bliskie, przenikają się. Aktorzy w większości śpiewają, a modę kochają prawie wszystkie kobiety (śmiech).
A czy wcielanie się w tak różne role aktorskie jakoś na ciebie wpływa?
Jak większość aktorów, nawet podświadomie przejmuję stany emocjonalne swoich bohaterów. Dlatego wydaje mi się, że komedie gra się lepiej i łatwiej, bo grając komedię dostajesz pozytywną energię i nie popadasz w artystyczny melancholijny nastrój (śmiech).
Doczytałam się, że jesteś taką trochę, nazwałabym to, lokalną patriotką. Kochasz Kraków, z którego zresztą pochodzisz, a do Warszawy, w której mieszkasz, starasz się trochę tego krakowskiego klimatu przenosić.
Zwłaszcza tutaj na Saskiej Kępie czuję podobny kawiarniany klimat. I można tu, jak w Krakowie usłyszeć rozmowy o życiu i egzystencji (śmiech). Bo jak już wspomniałam jako zodiakalna Waga potrzebuje równowagi, pozytywnej, szalonej energii ale też chwil melancholii.
Spędziłam parę lat w Krakowie i zawsze jak tam jestem mam wrażenie, że czas się zatrzymał. Ale jak mówisz o tych dwóch naturach to chyba i Warszawa i Kraków idealnie się w to wpisują.
Uwielbiam mój Kraków, to w końcu miasto artystów, choć bywa też zamknięte i konserwatywne. Z kolei Warszawa to miasto energii, otwarte na nowości i wyzwania. I chyba dlatego to miasto wybrałam na swój dom.
Jest coś czego nie lubisz w tym mieście?
Raczej nie, może poza tym, że cała Warszawa mogłaby wyglądać jak Saska Kępa i trochę zwolnić tempo (śmiech).
Zastanawia mnie jak to się stało, że zamieniłaś Kraków na Warszawę?
Przyjechałam tutaj z Kasią Weredyńską, z która realizowałam projekt muzyczno-teatralny Klub Retro. W tym samym czasie – jeszcze w Krakowie - poznałam mojego męża, który jest warszawiakiem. Wszystko więc działo się dwutorowo. Z Kasią zaczynałyśmy wspólnie podbijać Warszawę, próbowałyśmy się w tym mieście odnaleźć. Dwie dziewczyny z Krakowa, które nikogo nie znały, chciały wypromować swój projekt. Chodziłyśmy po różnych redakcjach ze swoim demo i okazało się, że odzew był bardzo pozytywny. Zdobyłyśmy wsparcie i patronat Fogg Record, Newsweeka, Radia PIN czy Elle, dostałyśmy świetne recenzje, grałyśmy nasze spektakle i byłyśmy naprawdę zaskoczone, że udało nam się przebić w stolicy. Niestety, jedno tragiczne wydarzenie sprawiło, że nasz Klub Retro przestał istnieć. Tyle rzeczy robiłyśmy wspólnie z Kasią poza Klubem Retro, na przykład spektakl No bar na krakowskiej scenie Teatru Słowackiego i miałyśmy jeszcze wiele planów. Dlatego kiedy jej zabrakło, nie miałam siły niczego kontynuować. Doszło nawet do tego, że zaczęłam zastanawiać się czy zostać przy aktorstwie. Chciałam zmienić otoczenie, potrzebowałam czegoś nowego i tak właśnie trafiłam do branży mody. Zaczęłam wchodzić w zupełnie inny świat i poznawać ludzi związanych z modą. Co ciekawe, nigdy nie zależało mi na tym jakoś szczególnie, to po prostu wydarzyło się samo.
Patrząc na twoją karierę wszystko ułożyło się bardzo dobrze.
To prawda, choć znalazłam się w show-biznesie trochę przypadkiem. Jak widać przypadek rządzi światem (śmiech).
Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, czytałam bardzo dużo wywiadów z tobą i bez wahania stwierdzam, że nie zatraciłaś się w tym środowisku, do którego weszłaś przypadkowo. Bardzo mądrze mówisz o świecie showbiznesu.
Zatracanie się w tym świecie na pewno nie jest dobre. Ale to chyba częściej zdarza się osobom młodym, które nie mają innego punktu odniesienia i wydaje im się, że to jest prawdziwy świat. A przecież my na co dzień nie chodzimy po czerwonych dywanach, nie ubieramy się w spektakularne kreacje. To nie Hoolywood (śmiech). Mój medialny avatar nie do końca jest mną. Dokładnie wiem gdzie przebiega granica między życiem zawodowym a prywatnym. I chronię mój rodzinny, prawdziwy świat. To mój skarb.
Od zawsze lubiłam komedie i lekki humor. Kiedy gram komediowe role dostaję ogromną dawkę pozytywnej energii, zarówno od ludzi z którymi współpracuję, jak i od widowni. Po ostatnim spektaklu Tajnej misji mieliśmy kilkuminutową owację na stojąco! W takich chwilach życie aktora ma sens (śmiech). Mam nadzieje, że uda nam się jeszcze z Jarkiem coś razem stworzyć.
W tym spektaklu zahaczacie również o polityczne wątki. Zwłaszcza o pytanie czym jest Polska. Podczas prób stolikowych rozmawialiście na ten temat?
Każdy z nas ma swoje zdanie na temat rzeczywistości w naszym kraju i mimo, że poruszamy politykę w sztuce, nie chcieliśmy dotykać jej bezpośrednio. Tak naprawdę nasz tekst powstał dużo wcześniej, niż opisywane sytuacje mają miejsce w rzeczywistości. To bardziej wizja przyszłości, która okazała się być prorocza.
Grasz w teatrze i serialu, masz kanał na YouTube, o którym już wspomniałaś. Jest jeszcze moda i śpiew…
…ostatnio raczej nie zajmuję się muzyką. Kilka lat temu wydałam płytę Ninoczka, na której słychać moją miłość do retro. Na razie skupiam się się na graniu, ale może coś w przyszłości jeszcze do mnie przyjdzie. Nie wykluczam tego.
Jak udaje ci się te wszystkie dziedziny razem połączyć?
Wydaje mi się, że światy w których działam są sobie bardzo bliskie, przenikają się. Aktorzy w większości śpiewają, a modę kochają prawie wszystkie kobiety (śmiech).
A czy wcielanie się w tak różne role aktorskie jakoś na ciebie wpływa?
Jak większość aktorów, nawet podświadomie przejmuję stany emocjonalne swoich bohaterów. Dlatego wydaje mi się, że komedie gra się lepiej i łatwiej, bo grając komedię dostajesz pozytywną energię i nie popadasz w artystyczny melancholijny nastrój (śmiech).
Doczytałam się, że jesteś taką trochę, nazwałabym to, lokalną patriotką. Kochasz Kraków, z którego zresztą pochodzisz, a do Warszawy, w której mieszkasz, starasz się trochę tego krakowskiego klimatu przenosić.
Zwłaszcza tutaj na Saskiej Kępie czuję podobny kawiarniany klimat. I można tu, jak w Krakowie usłyszeć rozmowy o życiu i egzystencji (śmiech). Bo jak już wspomniałam jako zodiakalna Waga potrzebuje równowagi, pozytywnej, szalonej energii ale też chwil melancholii.
Spędziłam parę lat w Krakowie i zawsze jak tam jestem mam wrażenie, że czas się zatrzymał. Ale jak mówisz o tych dwóch naturach to chyba i Warszawa i Kraków idealnie się w to wpisują.
Uwielbiam mój Kraków, to w końcu miasto artystów, choć bywa też zamknięte i konserwatywne. Z kolei Warszawa to miasto energii, otwarte na nowości i wyzwania. I chyba dlatego to miasto wybrałam na swój dom.
Jest coś czego nie lubisz w tym mieście?
Raczej nie, może poza tym, że cała Warszawa mogłaby wyglądać jak Saska Kępa i trochę zwolnić tempo (śmiech).
Zastanawia mnie jak to się stało, że zamieniłaś Kraków na Warszawę?
Przyjechałam tutaj z Kasią Weredyńską, z która realizowałam projekt muzyczno-teatralny Klub Retro. W tym samym czasie – jeszcze w Krakowie - poznałam mojego męża, który jest warszawiakiem. Wszystko więc działo się dwutorowo. Z Kasią zaczynałyśmy wspólnie podbijać Warszawę, próbowałyśmy się w tym mieście odnaleźć. Dwie dziewczyny z Krakowa, które nikogo nie znały, chciały wypromować swój projekt. Chodziłyśmy po różnych redakcjach ze swoim demo i okazało się, że odzew był bardzo pozytywny. Zdobyłyśmy wsparcie i patronat Fogg Record, Newsweeka, Radia PIN czy Elle, dostałyśmy świetne recenzje, grałyśmy nasze spektakle i byłyśmy naprawdę zaskoczone, że udało nam się przebić w stolicy. Niestety, jedno tragiczne wydarzenie sprawiło, że nasz Klub Retro przestał istnieć. Tyle rzeczy robiłyśmy wspólnie z Kasią poza Klubem Retro, na przykład spektakl No bar na krakowskiej scenie Teatru Słowackiego i miałyśmy jeszcze wiele planów. Dlatego kiedy jej zabrakło, nie miałam siły niczego kontynuować. Doszło nawet do tego, że zaczęłam zastanawiać się czy zostać przy aktorstwie. Chciałam zmienić otoczenie, potrzebowałam czegoś nowego i tak właśnie trafiłam do branży mody. Zaczęłam wchodzić w zupełnie inny świat i poznawać ludzi związanych z modą. Co ciekawe, nigdy nie zależało mi na tym jakoś szczególnie, to po prostu wydarzyło się samo.
Patrząc na twoją karierę wszystko ułożyło się bardzo dobrze.
To prawda, choć znalazłam się w show-biznesie trochę przypadkiem. Jak widać przypadek rządzi światem (śmiech).
Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, czytałam bardzo dużo wywiadów z tobą i bez wahania stwierdzam, że nie zatraciłaś się w tym środowisku, do którego weszłaś przypadkowo. Bardzo mądrze mówisz o świecie showbiznesu.
Zatracanie się w tym świecie na pewno nie jest dobre. Ale to chyba częściej zdarza się osobom młodym, które nie mają innego punktu odniesienia i wydaje im się, że to jest prawdziwy świat. A przecież my na co dzień nie chodzimy po czerwonych dywanach, nie ubieramy się w spektakularne kreacje. To nie Hoolywood (śmiech). Mój medialny avatar nie do końca jest mną. Dokładnie wiem gdzie przebiega granica między życiem zawodowym a prywatnym. I chronię mój rodzinny, prawdziwy świat. To mój skarb.
/fot. archiwum prywatne/ |
0 komentarze