Dom lakli, reż. Agnieszka Lipiec-Wróblewska
08:25Lalki kojarzą mi się z dzieciństwem szczęśliwym. Zabawą i beztroską. Ze światem, który zawsze był radosny. Zła właściwie w nim nie było, królowało wyłącznie dobro i miłość. Kiedy jednak zaczynam mierzyć się z Domem lalki Henrika Ibsena wyreżyserowanym przez Agnieszkę Lipiec-Wróblewską, to ten świat lalek przestaje być już tak kolorowy i beztroski. Tak zabawny i wesoły. A wszystko dlatego, że lalka, która w nim zamieszkała jest nieszczęśliwa. Całkowicie pogubiona. Tak właściwie bez jakiegokolwiek wnętrza
/fot. Marta Ankiersztejn/
Kiedy ją poznajemy zda się być rozpieszczoną księżniczką nauczoną żyć w luksusach. Kobietą wymagającą, która mimo złej sytuacji finansowej domaga się od męża nowych, pięknych rozrywek. I całego mnóstwa pieniędzy. Widząc jej zachowanie staję po stronie męża, roztropnego prawnika, który uchodzi za człowieka prawego. Cały ten obraz zburzy się jednak jak domek z kart kiedy okaże się, że kobieta potrafiła poświęcić swoje dobre imię i szacunek społeczny dla uratowania ukochanego z choroby. Wtedy przestaje być już ona pustą lalką, a wyłącznie kobietą, która nigdy nie mogła być sobą. Z rąk bogatego ojca przeszła w ręce bogatego męża, a każdy z nich dostrajał ją do swojego charakteru. Kobieta nie zauważała, tego co się z nią dzieje dopóki kryzys nie dopadł jej małżeństwa, a kłamstwo nie zaczęło zbierać swoich plonów.
Eliza Borkowska, która wciela się w Norę - główną bohaterkę, w tym z pozoru szczęśliwym domku rysuje obraz kobiety pogubionej. A może ośmielę się również nazwać ją kobietą zniewoloną. Bo w jej bohaterce nie ma tak właściwie nic. Uczucia zdają się być wymysłem. Brakuje jakiś pasji czy namiętności. Bohaterka żyje wyłącznie na usługach własnego męża. Pogubiona całkowicie w świecie, który ją otacza. Kiedy zetknęłam się z nią na scenie po raz pierwszy od razu zapałałam do niej uczuciem żalu, za charakter który w sobie wyhodowała. Szybko jednak zaczęłam dostrzegać w niej służącą, pustą lalkę, której odebraną całą radość życia. Ta kobieta wciąż żyje w świecie patriarchatu, udaje że zadowolona jest z tego co ma, a tak naprawdę okazuje się niewolnicą samej siebie… i męża. Eliza Borkowska swoją grą pozwala zrozumieć motyw i postępowanie bohaterki. Pozwala poczuć widzom to, co czuje na scenie. Wejść w sytuację jej bohaterki i pomóc jej w niesieniu tego ciężaru.
Tuż obok Nory zobaczymy jej męża Torwalda (w tej roli Krystian Modzelewski). Chociaż jesteśmy w stanie zobaczyć w tym bohaterze człowieka, a nawet nazwać go człowiekiem dobrym, to wpatrując się w każdy jego ruch, te puste oczy bez wyrazu, nie zobaczymy w nim ani uczucia ani prawdy ani życia. Będzie kolejną wydmuszką świata, którym podąża. Bez swojego zdania i planów. Interesując się wyłącznie tym co powiedzą albo pomyślą o nim ludzie. I to, co w zakończeniu pokaże swoją postawą. Skreśli wszystko w co jeszcze pozwalałam sobie wierzyć patrząc na jego postawę. Bo później widziałam już tylko złego człowieka troszczącego się wyłącznie o siebie. Jego nie dało się lubić. W nim czuło się coś niedobrego. Wszyscy zaś inni bohaterowie – a w ich rolach Andrzej Mastelarz, Anna Cieślak, Piotr Bajtlik i Yo Sakai – będą jakby ozdobą całego tego domu. Taką rozrywką, która ma dawać i wyrwać z tej codziennej nudy domowników. Mają być atrakcją, która dostarczy Norze i Torwaldowi rozrywki. I tak się dzieje cały czas mimo, że postacie sami mają własne problemy i bolączki życia. Kiedy jednak przekraczają prób tego domu ich troski przestają się liczyć, teraz oni mają być na usługach gospodarzy domu. I w ostatecznym rozrachunku, gdy przyjrzymy się głębiej bohaterom zobaczymy, że tak naprawdę nikt z nich nie był do końca dobry ani do końca zły.
Straszny był to widok wpatrywać się w tak pusty i nikczemny dom. Straszny był widok bohaterów, którzy w tym domu szukali pomocy, jakiejś bliskości, pocieszenia. Ten dom bliski był zagłady, a każdy kto tylko przekraczał jego próg wpadał w pułapkę tego zamętu i powoli zaczynał stawać się dokładnie taki sam jak dom w którym przyszło mu przebywać. Czarna wizja świata zalała ten sceniczny obraz. Na tyle, że przestawało się widzieć w nim już jakiekolwiek dobro. Przeważyło wyłącznie zło i cierpienie. Ból, który zalał każdą z dusz. Reżyserka celowo rysuje na scenie obraz, który ma zwrócić uwagę odbiorców na ludzi i ich postawy. Na życie nie swoje, a sztucznie wykreowane. Ma pokazać, że tak jak w każdym domu jest wiele drzwi, tak wiele oblicz kryją w sobie bohaterowie. Zresztą te drzwi, które wypełnią tę skromną scenografię, staną się symbolem tego domu i bohaterów. Symbolem życia ludzkiego, które za każdym razem jest inne. I tylko od nas zależy, które z nich otworzymy i w które wejdziemy. Dlatego, piękna to była opowieść o egzystencji człowieka w fikcji i sztucznej rzeczywistości. Piękna to była opowieść, bo dzięki aktorskiej grze docierała do wnętrza odbiorców. I chociaż zakończenie ostatecznie nie wytrzymało tej presji całości i mogło wcale nie mieć miejsca w tej sztuce, to na szczęście pozostaje ono najsłabiej zapamiętane, a na szczyt wysuwa się aktorska gra przepełniona tym żalem i pustką bohaterów.
Dom lalki
autor: Henrik Ibsen
przekład: Anna Marciniakówna
reżyseria: Agnieszka Lipiec-Wróblewska
scenografia: Agnieszka Zawadowska
kostiumy: Agnieszka Zawadowska
ruch sceniczny: Anita Wach
światło: Jacqueline Sobiszewski
muzyka: Irina Blokhina
asystent reżysera: Przemysław Pawlicki
obsada: Eliza Borowska, Krystian Modzelewski, Andrzej Mastalerz, Anna Cieślak, Piotr Bajtlik, Yo Sakai, Natalia Małecka-Tepicht / Zofia Zemła, Jan Pawelec / Bogumił Zemła
0 komentarze