Moja walka, reż. Michał Borczuch

16:59

Przestrzeń, która stała się polem dla spektaklu Moja walka w reżyserii Michała Borczucha miała znamiona domowego zacisza, miejsca spokojnego w którym znikają wszelkie troski i zmartwienia. Taka – z pozoru – oaza spokoju i miłości. Ale to, co sprawiało, że takie uczucia wywoływała scenografia, że w taki sposób działała na swojego odbiorcę, było zaledwie płytką powierzchnią w głębi której ukrył się zdekonstruowany obraz życia rodzinnego

/fot. Krzysztof Bieliński/

Smutny obraz życia jednostki w świecie w ogóle oraz życia jednostki w społecznych strukturach. A każdy z tych obrazów był bezkształtny, bo zniszczony przez doświadczenia które dana osoba przeżywała. Postacie zaś, które w obrębie tej przestrzeni funkcjonowały dostosowywały się do świata, w którym przyszło im żyć i działać. Były to postacie szare, nijakie, błądzące po omacku po polach, które reżyser przypisał tylko im. Wyszarzane z barw radości przesuwały się ciągle pomiędzy smutkiem, a goryczą. Bólem, a rozżaleniem. Pomiędzy elementami tej przestrzeni. Na ich twarzach w ogóle nie pojawiał się uśmiech. Czuło się od nich wyłącznie powracające stany melancholii i zadumy za jakimś – bo już straconym i nie swoim – życiem.

Jeśli podążyć śladem Karla Ove Knausgård, którego kilkutomowy zbiór dzieł Moja walka (Min Kamp) wykorzystuje Michał Borczuch i Tomasz Śpiewak, to w pigułce zobaczymy mowę o bolączkach człowieka i jego rozterkach egzystencjalnych. Dużo zobaczymy też samego autora dzieła. Żaden jego autobiograficzny wątek nie pozostał pominięty, choć przedstawiony w wersji skróconej. Pojawią się problemy rodzinne, ojciec który nie cierpiał swojego syna, alkoholizm, depresje, problemy dojrzewania i młodzieńcze zauroczenia, a w końcu miłość starszego już mężczyzny do trzynastoletniej dziewczynki. I wszystkie z tych wątków, w głośniejszy sposób przebijać się będzie przez dzieło Borczucha. Żadne jednak z nich nie przebije się dostatecznie. Śmiem nawet twierdzić, że reżyser celowo rysuje tylko szkielet znaczeń i symboli, starając się zmusić swojego widza do analizy tego niewypełnionego wnętrza. Do próby zrozumienia człowieka, który jest zatracony we własnym życiu. I chociaż szkielety te niejednokrotnie zostaną przyodziane w strój zwykłego człowieka, w taki nasz strój na co dzień, to ta pustka wciąż wyglądać będzie spod tego co mają na sobie. Bo oni nie są w stanie uciec przed tym, co mają (hodują) w sobie. Smutny to będzie portret człowieka żałosnego i pogubionego w schematach.

I nieustanne to będą zderzenia ze śmiercią, która przemawiać będzie z każdego zakamarku scenografii, z każdego rekwizytu, z każdego aktora, dlatego z posuwającą się akcją spektaklu coraz głębiej zapadało się w ten apokaliptyczny obraz nadchodzącej zagłady. O dziwo, nie była to zagłada świata, lecz jednostki. Bo człowiek u Borczucha i Śpiewaka nie jest szczęśliwy – do samego końca pozostaje przytłoczony smutkiem, jest godny pożałowania. Na tyle, że nadać się chciało jego życiu jakiegoś sensu. Próżne były to jednak starania. To pokazuje, że reżyser do swojego eksperymentu nie wykorzystał wyłącznie aktorów, ale również widzów. Obnażał ich na każdym kroku, a wszystko po to, aby jego spektakl był tworem, który żyje i nieustannie się zmienia. Dlatego też cały ten spektakl to pasmo improwizacji badających relacje i mechanizmy działania ludzi. Mimo jednak wszystko improwizacje te zdają się trwać w nieskończoność, a spektakl wciąż zapętlać i zapędzać niepotrzebnie w jakiś róg. I niby obraz się zmieniał, ale forma w pewnym momencie zaczęła być niezmienna. Nużyła. A sam spektakl przeciągał się w nieskończoność, a to co Borczuch starał się pokazać w czterech godzinach spektaklu po blisko połowie się skończyło. Tak, że potem została tylko niezapełniona przestrzeń, w której nikt z aktorów nie wiedział co powinien robić – jak grać. I jak działać, żeby jeszcze jakąkolwiek uwagę i zainteresowanie otrzymać.

/fot. Krzysztof Bieliński/
Moja walka (według cyklu powieściowego Karla Ove Knausgårda "Moja walka" / "Min kamp")
reżyseria: Michał Borczuch
adaptacja tekstu, dramaturgia: Tomasz Śpiewak
scenografia, kostiumy: Dorota Nawrot
reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski
muzyka: Bartosz Dziadosz
asystent reżysera, wideo: Wojciech Sobolewski
kierowniczka produkcji: Natalia Starowieyska
realizatorzy dźwięku: Piotr Domiński, Jarosław Grzelak
realizator wideo: Łukasz Faliński
realizator światła: Jędrzej Jęcikowski
obsada: Jan Dravnel, Dobromir Dymecki, Magdalena Kuta, Lech Łotocki, Maria Maj, Sebastian Pawlak, Agnieszka Podsiadlik, Halina Rasiakówna, Paweł Smagała, Justyna Wasilewska

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE