- Moje życie składa się z takich skrawków pamięci. Wywiad z Gołdą Tencer

12:23

Kiedy blisko trzy lata temu rozmawiałam z Gołdą Tencer, dyrektorką Teatru Żydowskiego, o jej życiu artystycznym i teatralnych planach usłyszałam: - Moim szczęściem jest to, że kocham to, co robię. Dzisiaj spotykamy się po raz kolejny, tym razem żeby porozmawiać o 50-leciu jej pracy artystycznej i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że nic w tej miłości do teatru i aktorstwa się nie zmieniło

/fot. Andrzej Wencel/

Agnieszka Kobroń: Z tego, co widziałam to dużo osób pytało już panią o jubileusz pięćdziesięciolecia pani pracy artystycznej, może trochę z przekory zapytam, jak się pani czuje obchodząc taki okrągły jubileusz?
Gołda Tencer: Na początku myślałam, że uda mi się to wszystko jakoś obejść, że żadnego świętowania nie będzie, ale kiedy na stronie Ministerstwa Kultury pojawiła się informacja o moim pięćdziesięcioleciu to nie mogłam już udawać, że nic się nie dzieje. I wtedy wszystko się zaczęło... Wie pani, mój mąż Szymon Szurmiej był ode mnie starszy o dwadzieścia sześć lat i zawsze powtarzał, że on nie czuje swojego wieku. Nigdy się nad tym jakoś specjalnie nie zastanawiałam, ale teraz kiedy wszyscy mi przypominają o tych pięćdziesięciu latach to mogę powiedzieć, że teraz rozumiem go doskonale. Mimo takiego jubileuszu ja cały czas czuję się młodo. Mnie się jeszcze chce. 

Te pięćdziesiąt lat pani pracy to również ważny i cenny czas.
To lata poświęcone teatrowi i kulturze żydowskiej. I nie będę ukrywać, ale ja zawsze wiedziałam, że tak będzie. To nie jest przypadek. Od dziecka występowałam na scenie w języku jidysz. I od dziecka też upatrzyłam sobie Teatr Żydowski. Doskonale pamiętam, kiedy jako dziecko pędziłam do teatru, bo właśnie na jednej z łódzkich scen grał Teatr Żydowski. W Łodzi było ogromne skupisko żydowskie, dlatego też ten teatr bardzo często do nas przyjeżdżał, stąd wiele spektakli obejrzałam po pięć czy dziesięć razy.

A z czasem wszystko potoczyło się tak jak pani chciała.
I nigdy nawet nie marzyłam o tym, że będę pięćdziesiąt lat na scenie i przyjdzie mi jeszcze ten jubileusz świętować. Ale trochę się z tego cieszę, bo nawet moje rodzinne miasto Łódź trzynastego października przygotowuje z tej okazji jakąś niespodziankę. Akurat będziemy tam z teatrem grali Dybuka w reżyserii Mai Kleczewskiej na Festiwalu Czterech Kultur. Niestety, nie wiem za dużo na ten temat, bo nie chcą mi udzielić informacji (śmiech). Ale z tego miejsca ogromne podziękowanie dla Miasta Łodzi i dyrektora Teatru Nowego Pana Krzysztofa Dudka, bo to za ich sprawą to wszystko się odbędzie. Powiem szczerze, że kompletnie się tego nie spodziewałam.

Na Festiwalu Singera, 2 września, również będzie pani świętować swoje pięćdziesięciolecie.
Tak dokładnie, jest wtedy spotkanie ze mną, które poprowadzi Remigiusz Grzela i to będzie rozmowa o całokształcie mojego życia oraz twórczości artystycznej. Po tylu latach, wreszcie to ja będę mogła na Festiwalu Singera opowiedzieć swoją historię. Ale to nie koniec niespodzianek, bo mogę również zdradzić, że jestem w trakcie przygotowania wraz z Katarzyną Przybyszewską książki o mnie, o moim artystycznym życiu. Na szczęście wszystko zmierza w dobrym kierunku. Ja nie jestem o tyle łatwym pasażerem, bo cały czas mam jakieś zajętości, dlatego przygotowanie całości trochę rozwleka się w czasie. Ale liczę na to, że w przyszłym roku na Festiwal Singera książka się ukaże.

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że lubi chomikować, zbierać przeróżne rzeczy ze swojego życia. Co najcenniejszego z tych lat pracy artystycznej pani zachowała?
Na pewno mam bardzo dużo zdjęć. Bardzo wiele wspaniałych wspomnień. Z teatru Żydowskiego zachowałam na przykład wycinek swojej pierwszej pensji. Ale tego jest tak wiele, że nawet trudno to wszystko spamiętać. Wie pani, Teatr Żydowski to jest moje miejsce, mój dom, dlatego staram się wiele rzeczy z niego zatrzymać czy to w pamięci czy w postaci jakiegoś przedmiotu. Moje życie składa się z takich skrawków pamięci. I one są ciągle we mnie, jedynie czego nie mogą odnaleźć to mojej rodziny która zginęła. To, co nam się udało w tej chwili znaleźć z bratem to trochę informacji o rodzinie taty z Archiwum z Łukowa i z Siedlec. Dowiedzieliśmy się na przykład imion jego sióstr, nawet dostaliśmy intercyzę mojego taty i jego pierwszej żony, która z córeczką zginęła w czasie wojny.

Długo pani już szuka swoich korzeni?
Ja nie szukam swoich korzeni, bo ja od zawsze wiedziałam kim jestem. Jestem z domu żydowskiego, w którym się rzeczywiście mało mówiło o przejściach wojennych, o Holocauście. Mnie zależy, żeby znaleźć resztę swojej rodziny, znaleźć pamięć o nich. Mój tata zaczął te poszukiwania, a my z bratem kontynuujemy jego pracę. Cały czas szukamy, bo to jest ważne, a ja czuję się spadkobierczynią tych wszystkich, którzy zginęli.

/fot. Magda Hueckel/

Przy naszym poprzednim spotkaniu, a było to prawie trzy lata temu, powiedziała pani, że nie wyobraża sobie życia bez Teatru Żydowskiego.
No i widzi pani nic się nie zmieniło. Gdy wychodziłam z tego teatru, gdy nas wyrzucili na ulicę, to nawet deski ze sceny wzięliśmy. A to nie było wcale łatwe, teatr był przecież okratowany. Ale zabraliśmy z teatru tyle ile mogliśmy najwięcej. Bo przecież, każdy kawałek, który jest w Teatrze Żydowskim to jest jakby kawałek naszego ciała, które zostało rozerwane.

Jak się wtedy pani czuła?
Niech mnie nawet pani nie pyta. Łzy to było mało. Nikt się nawet nie zastanowił czy mamy w ogóle gdzie pójść. Towarzystwo Społeczno - Kulturalne Żydów w Polsce, które sprzedało ziemię, sprzedało nas, też nie zapytało czy może nam w czymś pomóc. To było straszne! Ale przeżyliśmy ten okres i całkiem dobrze się miewamy. Od tego czasu zrobiliśmy około dwudziestu premier, a nasz teatr jest w czołówce teatrów w Polsce, i to mówię nie tyle ja ile media, które o nas piszą. No i w tym roku, Pani Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz ogłosiła, że Teatr Żydowski będzie miał swoją stało siedzibę na ulicy Próżnej 14. Jeśli można o czymś marzyć to, to było to moje największe marzenie. I ono wreszcie ma się ziścić. To jest piękna rzecz, bo naszego teatru już nie ma i nigdy nie będzie przynajmniej w tym miejscu, w którym kiedyś istniał, czyli na Placu Grzybowskim. Teraz będziemy u siebie w domu, nikt nas nie będzie wyrzucał, nikt nam nie będzie dyktował warunków. Wreszcie będziemy na swoim i na tyle na ile znam swój teatr, swoich ludzi to wiem, że musi się nam udać.

I nie można powiedzieć, że mimo braku stałego miejsca sobie nie radzicie, bo robicie to rewelacyjnie.
To jest gigantyczna praca nas wszystkich. Każdego pracownika Teatru Żydowskiego. My po prostu walczymy o swoje. Ja zawsze w wywiadach powtarzam, że my jesteśmy jak rodzina, raz jest lepiej raz jest gorzej, ale pracujemy ze sobą mnóstwo lat na wspólny sukces. I naprawdę dajemy sobie świetnie radę.

Pani też bardzo dobrze odnalazła się na stanowisku dyrektora, bo postawiła pani ten teatr znowu na nogi.
Wie pani ja się cieszę, że mogę to robić. Mówię tyle łez i my wylaliśmy nad tym teatrem... Po tym, co się stało myślałam, że się nie podniosę z tej sytuacji. Wiedziałam, że mam zespół, bo objęłam teatr w momencie, w którym już prawie tego teatru nie było i wiedziałam, że oprócz mnie jest prawie setka osób, o którą muszę zadbać. Ale proszę mi wierzyć to nie było łatwe, żeby w ogóle rano wstać i wyjść. To bolało i boli do dziś.

Na szczęście wszystko się dobrze układa.
Dlatego teraz mogę mówić o naszych dalszych planach. W tym roku zaczynamy nowy sezon teatralny powieścią Mikołaja Grynberga, którą będzie reżyserować Andrzej Krakowski z Nowego Jorku, znakomity reżyser. Później Olga Lipińska będzie inscenizować dzieło Jerzego Jurandota, Grajdołek to jest roboczy tytuł, następnie Maciej Wojtyszko - on będzie robił sztukę brata Singera i ostatnia czwarta premiera to Śpiewak jazzbandu, którą będzie robił Wojciech Kościelniak. 1 października otwieramy też scenę muzyczną w Teatrze Żydowskim. My tylko dzięki temu, że wiele miejsc użyczyło nam swojego miejsca możemy grać i to jest ogromne podziękowanie dla wszystkich. A co będzie się działo na Małej Scenie nie chcę na razie mówić, bo tam się będzie naprawdę bardzo dużo działo.

A czy pani wyobraża sobie w ogóle taki czas spokoju?
Nie, to nie ja. Jak się nic nie dzieje to oczywiście narzekam, jak się dzieje to też narzekam, ale ja lubię jak coś się wydarza. Sama wiele rzeczy nakręcam, ale nie potrafię inaczej. Teraz na przykład zdarza się, że w tygodniu dostaję średnio jedną sztukę do przeczytania, bo jacyś młodzi reżyserzy chcą u nas wystawiać. Jestem otwarta na ich pomysły, na nowych ludzi i udostępniam scenę. Zresztą ci, co mnie znają wiedzą, że jeśli zachwyci mnie projekt to od razu jestem na tak, jak mnie nie zachwyci to nic z tego nie będzie i nikt nie przekona mnie do zmiany zdania. Ale to chyba dobrze. Bo nasza scena dzięki temu się rozwija.

To tylko pani gratulować.
Ale też gratulować mojemu zespołowi, bo to naprawdę dobry zespół aktorski. To jest zespół, który zagra dramat, komedię i spektakl muzyczny. Wszystko jednym słowem.

I zespół, który został mimo tego, co zadziało się z teatrem.
I mam nadzieje, że to pójdzie wszystko dalej i tak zostanie.

/fot. Marta Kuśmierz/

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE