Siła kobiet – rozmowa z Przemysławem Glapińskim
10:00Czarownice z Eastwick to ostatnia premiera Teatru Syrena w Warszawie w minionym sezonie teatralnym. Ledwo pożegnaliśmy stary sezon, a już trwają przygotowania do nowego. We wrześniu teatr zapowiedział premierę Rodziny Adamsów. Jednym słowem czeka nas wielkie widowisko „rodem z horroru”. Bo wszyscy przecież wiemy jaka ta rodzina była naprawdę. - Chciałbym mieć taki dom z takimi relacjami jaki tworzą oni. Bo co by nie mówić wszyscy w tej rodzinie po prostu bardzo się kochają i wspierają na każdym kroku – mówi Przemysław Glapiński
/fot. Rafał Latoszek/
Agnieszka Kobroń: Wierzysz w to, że czarownice istnieją albo kiedykolwiek istniały?
Przemysław Glapiński: Nie wiem czy czarownice w takim powszechnym rozumieniu, jako kobiety parające się czarną magią istnieją, ale na pewno istnieją i istniały kobiety o bardzo dużej intuicji. Sam wielokrotnie spotkałem je na swojej drodze. Niezwykłe jest to, że są kobiety przed którymi nie sposób ukryć czegokolwiek. Czytają z ciebie jak z otwartej książki. Więc w tym wypadku chyba możemy powiedzieć, że istnieją jakieś czarodziejskie moce kobiet.
Myślisz, że w formie męskiej taka intuicja występuje?
Oj, w dużo mniejszym stopniu. My faceci za bardzo wierzymy w rozum, w to co namacalne. W związku z tym jesteśmy w dużej mierze głusi na podszepty intuicji. Szkoda.
W spektaklu Czarownice z Eastwick grasz Darryla Van Horne, jednego z głównych bohaterów, który mimo, że wierzy w siłę kobiet, jest przy tym piekielnie złym bohaterem. Lubisz tę postać?
Z perspektywy aktora powiem, że bardzo lubię Darryla, bo to jest naprawdę świetna postać i świetna rola do zagrania. Natomiast, w tym miejscu muszę zaprzeczyć, bo nie jestem przecież aż takim złem wcielonym. Ale zaczynając od początku. My jako aktorzy nie możemy grać bohaterów jednoznacznych, czyli w tym wypadku złego, demona tylko środkami kojarzącymi się z demonem. Byłoby to strasznie nudne. Nie byłoby w tym żadnej tajemnicy. Widz wiedziałby już wszystko od samego początku: „A, to on zabił”. Jeśli tak by się stało, to nie mamy już co na tej scenie robić, rola jest skończona, a my możemy się zbierać do domu. Dlatego w budowaniu postaci czy to dobrych czy złych ważna jest ta wieloznaczność. Mam nadzieje, że w Czarownicach z Eastwick udało mi się tak zagrać tę postać, że widzowie będą w stanie ją polubić.
Skoro uciekasz od tej złej strony bohatera, to muszę zapytać co ty widzisz w nim takiego – powiedzmy – innego?
To jest postać, która ma niewyczerpany zasób energii, co jednocześnie spowoduje że cały ten małomiasteczkowy system zostanie zaburzony. A przy okazji pomoże jeszcze trzem kobietom, które go wezwały. Otworzy w ich życiu jakieś drzwi i one nagle zaczną wierzyć w swoją siłę, w swoje talenty, w swoją kobiecość i w siebie przede wszystkim. I nagle okaże się, że mogą żyć pełnią życia, a to że przychodzi taki moment, że cała ta historia skręca na jakieś inne tory, to już jest zupełnie inne sprawa.
Po dalszą część wywiadu zapraszam tutaj.
0 komentarze