I co dalej? Wywiad z Mateuszem Burdachem
10:34Co kryje się pod tajemniczym tytułem spektaklu Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o wojnie trojańskiej? Bo to nie tylko spektakl dyplomowy, który wraz ze studentami Akademii Teatralnej przygotowuje Agata Duda-Gracz. To również ich przepustka na dalszą karierą. Przepustka do budowania i rozwijania aktorskiego warsztatu. - Trema głównie dotyczy tego, że zamykam pewien rozdział w moim życiu - mówi Mateusz Burdach. A jak to jest kończyć ten rozdział?
/fot. Katarzyna Widmańska/
Agnieszka Kobroń: Niebawem skończysz Akademię Teatralną, a zwieńczeniem tych lat pracy będzie spektakl Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o wojnie trojańskiej w reżyserii Agaty Dudy-Gracz.
Mateusz Burdach: Generalnie już sam początek, czyli pierwsze próby czytane, wskazywały na to, że pracy będzie dużo i będzie ciężka. Siedemnaście osób na scenie przez cały czas trwania spektaklu to naprawdę ogromne wyzwanie, zwłaszcza że w takim układzie musimy w każdej sekundzie sztuki wiedzieć, co robimy. Mieć konkretną intencję, konkretną historię, którą chcemy doprowadzić do końca. Dać to poczucie widzowi, że każdy na tej scenie jest bardzo potrzebny. A to nie jest łatwa sztuka – ani dla aktorów zaczynających swoją przygodę z tym zawodem – takich jak my, ani dla aktorów, którzy na scenie są już od wielu, wielu lat. I to sobie najbardziej cenię w pracy z Agatą Dudą-Gracz. Ona potrafiła całkowicie skupić naszą uwagę na monologach wewnętrznych, na pewnej intensywności i znajomości postaci w każdej sekundzie jej trwania na scenie, w każdym jej działaniu.
Siedemnaście osób na scenie to dla was prawdziwe wyzwanie, a jak wam się pracowało całym rokiem na scenie?
Myślę, że to jest dla naszego roku dość przełomowe spotkanie, chociażby ze względu na to, jakim Agata Duda-Gracz jest człowiekiem. Ona potrafiła nas wszystkich scalić, bardzo do siebie zbliżyć, co mogło się wydawać wprost niemożliwe, zwłaszcza że my w Akademii Teatralnej od samego początku jesteśmy podzieleni na dwie grupy. Są na przykład osoby, z którymi przez cały okres studiów nie miałam okazji znaleźć się na jednej scenie. A tutaj dochodzi do takiego spotkania i, mimo że gramy ze sobą pierwszy raz, to jesteśmy jak jeden organizm. Bardzo ze sobą zespoleni.
W opisie waszego spektaklu pojawia się informacja, że publiczność nie usiądzie bezpiecznie na widowni, tylko będzie musiała opowiedzieć się po którejś ze stron: albo po stronie Greków, albo Trojan.
Właśnie tak będzie! Można powiedzieć, że to los poprowadzi widza na którąś ze stron. W trakcie spektaklu widzowie będą mieli możliwości pewnej ingerencji w to przeznaczenie. Możliwość przebrnięcia przez historie – Trojan i Greków – z różnych punktów widzenia. Jak już wspomniałem, siedemnaście postaci będzie prowadzić swoje historie. W efekcie, publiczność może wejść na widownię z jednym ładunkiem, opowiedzieć się po konkretnej stronie, a wyjść z kompletnie zmienionym spojrzeniem na to wszystko, na wojnę trojańską. Bo główna akcja naszego spektaklu toczy się właśnie wokół niej.
A co z wątkiem miłosnym? Bo twój bohater Troilus zakocha się w powabnej Kressydzie. Więc to chyba będzie też spektakl o miłości.
Z uwagi na to, że Agata Duda-Gracz wzięła do tego spektaklu siedemnaście osób, każda musi stworzyć konkretnego bohatera i przeprowadzić jakąś walkę w swojej postaci. Dlatego nie ma w tym spektaklu głównego wątku. Oczywiście, stajemy w obliczu wojny trojańskiej, upadku autorytetów, wielkiej niewiadomej, ale to nie jest wszystko. To tylko wycinek tego, co na scenie będzie można zobaczyć.
/spektakl Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko... reż. Agata Duda-Gracz, fot. Greg Noo-Wak/ |
Wyobrażam sobie, że praca nad tym spektaklem nie była łatwa.
Powiedziałbym inaczej, to jest praca o bardzo nieregularnym czasie, wkładamy w nią dużo swojego serca i czasu. I nawet kiedy nie jesteśmy na scenie, to nie da się nie myśleć o postaciach, które na niej stwarzamy. Towarzyszą nam gdzieś obok właściwie cały czas, często nawet eksperymentujemy z tymi rolami w naszym życiu prywatnym. Ale mam doskonałą świadomość, że na tym ta praca polega, bo to jest zawód, który nosisz w sobie, dlatego nie nazwałbym tej pracy „trudną”. Jest po prostu „inna”.
A dlaczego Twoja postać w tym spektaklu nosi przydomek „nieśmiały”?
Troilus jest postacią tragiczną. Oprócz tego że jest wstydem Troi, to dodatkowo miłość, która z jego strony jest bezgraniczna, okazuje się skazana na klęskę. I on w tych wszystkich działaniach jest nieporadny, nieśmiały, jest pacyfistą i stroni od wtrącania się w sprawy wojny, najlepiej jakby tej wojny w ogóle nie było, ale w jej obliczu nie ma problemów z tym, aby zająć się sobą i swoją miłością.
Potem, trochę się tym wszystkim rozczarowuje, bo jego ukochana nie jest mu wierna.
I to jest moment przełamania tej postaci. Nastawiasz się na coś, oddajesz tej sprawie każdą myśl i swoje działanie, a jednak się okazuje, że to wyobrażenie jest nieprawdą. Trochę tak jak w życiu. A potem przychodzą do mojego bohatera pewne wątpliwości, zaczyna zastanawiać się, czy może mógł się wmieszać w ten konflikt wojenny. Może mógł postąpić inaczej. Ale wtedy jest już trochę za późno.
W tym spektaklu cofamy się do czasów Wojny Trojańskiej, ale z opisu waszego spektaklu wnioskuję, że nie do końca tak będzie. Czy mieszacie tutaj trochę współczesności?
Tekst jest inspirowany dziełem Szekspira Troilus i Kresyda i został napisany przez Agatę Dudę-Gracz, dlatego mamy tutaj świat współczesny, ale zbudowany na mentalności tamtych ludzi. Wszelkie działania sceniczne, problemy, których waga jest mniejsza bądź większa, odnoszą się do czasów odległych. Natomiast widz będzie mógł to odebrać bardzo uniwersalnie. Myślę, że sama charakteryzacja już na to wpływa. Warto zaznaczyć, że w tym spektaklu zarówno scenografia, jak i wszystkie rekwizyty, kostiumy gromadziliśmy sami, oczywiście konsultując wszystko z reżyserką.
Nie stresujesz się, że jest to twój spektakl dyplomowy, że zaraz zamkniesz pewien rozdział w swoim życiu i będziesz musiał zdecydować co dalej?
Oczywiście, że się stresuję. Trema głównie dotyczy tego, że zamykam pewien rozdział w moim życiu. Poprzedni rok był bardzo intensywny, na co wpływ miały produkcje, do udziału w których zostałem zaproszony, a tu dochodzę do zwieńczenia tego pozyskiwania warsztatu, wiedzy, umiejętności. I wiadomo, że każdy z nas myśli o tym spektaklu dyplomowym jako o karcie przetargowej na dalsze życie zawodowe i każdemu zależy, by pokazać się od jak najlepszej strony. I to chyba stresuje najbardziej.
Masz w sobie obawę, co będzie potem?
Obawy są zawsze, natomiast cieszę się, że w obecnej sytuacji mam jakieś punkty zaczepienia. Gram w Teatrze Syrena czy w Polskiej Operze Królewskiej. Tutaj bardziej pojawiają się obawy o lokalizację, bo nie wiem, czy w tej Warszawie będę miał siłę przebicia, czy będę musiał szukać zupełnie innego miejsca. A może trafi mi się jakiś teatr gdzieś poza stolicą? Tego nie wiem. Ale na pewno chciałbym łączyć teatr i film…
…i serial?
O, tak! Teraz jestem w trakcie zdjęć do serialu Wojenne dziewczyny sezon trzeci i myślę, że dostałem tam wdzięczną rolę. Zagram Janka telegrafistę, ale dopiero wiosną 2019 roku będzie można zobaczyć mnie w serialu.
Wracając do mojego wcześniejszego pytania i obaw o to, co stanie się po zakończeniu Akademii Teatralnej, chciałbyś zostać w Warszawie?
To wszystko zależy od propozycji. Nie ukrywam, że mam bardzo skonkretyzowane marzenia, kierunki, w których chciałbym podążyć. Może zabrzmi to górnolotnie, ale interesuje mnie teatr, który porusza współczesne i odważne tematy, jak na przykład: TR Warszawa, Teatr Powszechny czy Nowy Teatr. To są miejsca, w których widzę siebie z tym wszystkim, czego się nauczyłem, z warsztatem, który zdobyłem oraz z tą moją emocjonalnością i wyobraźnią. Oczywiście powrót do Trójmiasta też jest gdzieś tam z tyłu głowy. Kończyłem Akademię Muzyczną w Gdańsku na Wydziale Wokalno-Aktorskim. Stąd też w moim życiu pojawił się musical.
Pracujesz w zawodzie, w którym każda umiejętność jest bardzo ważna, a muzyczność i poczucie rytmu zwłaszcza.
Dlatego teraz mogę integrować to wszystko ze sobą, łączyć. Z jednej strony Akademia Muzyczna, z drugiej – Akademia Teatralna. Myślę, że w przyszłości na pewno to zaprocentuje. Zresztą, muszę powiedzieć, że mam w głowie taką wizję siebie – aktor dramatyczny, który umie i kocha śpiewać.
/spektakl Dziady.Widmo reż. Ryszard Peryt, fot. Maciej Belina/ |
Dopiero wchodzisz na swoją drogę zawodową, a widziałam już wiele sztuk teatralnych, w których miałeś okazję grać. Jest jakiś spektakl, który jest dla ciebie szczególnie ważny?
Chciałbym wspomnieć o trzech spektaklach, w których brałem udział podczas mojego kształcenia w Akademii Teatralnej. Bo były to spektakle, które bardzo dużo wniosły nie tylko w mój warsztat aktorski, ale również w moje spojrzenie na teatr, na to czym jest aktorstwo. W pierwszej kolejności było to Studium o Hamletach w reżyserii Tomasza Rodowicza i Waldemara Raźniaka. Na pierwszym roku moich studiów zostały zorganizowane warsztaty według metody Grotowskiego z Teatrem Chorea. To miały być tylko warsztaty, ale zebrała się taka ekipa, która na podstawie wybranych scen z Hamleta Szekspira stworzyła spektakl. I tutaj współpraca z Tomkiem Rodowiczem i Teatrem Chorea, ich metoda pracy mnie rozwinęły. Zresztą to był teatr bardzo fizyczny, co – jak się okazało – bardzo mi odpowiada. Kolejny spektakl to Tatarak w reżyserii Karoliny Szczypek. Myślę, że dla studenta drugiego roku zagranie roli Bogusia, który zaczyna coś czuć do dużo starszej kobiety było nie tyle wyzwaniem, ile czymś trudnym do zagrania na tym poziomie. I ten spektakl dał mi niesamowitą dojrzałość, wyzwolił moc do eksperymentowania, do tego, że słowo to słowo, a wszystko, co dzieje się poza nim jest bardzo żywe. Wtedy uświadomiłem sobie, że żaden spektakl nie jest taki sam, że każdy z nich niesie jakąś zupełnie inną energię.
Został nam jeszcze jeden spektakl, co to było?
Dziady.Widmo w reżyserii Ryszarda Peryta w Polskiej Operze Królewskiej. To był mój profesor w Akademii Teatralnej, któremu bardzo wiele zawdzięczam. Na drugim roku mieliśmy prace nad tekstem klasycznym i miałem zagrać scenę egzorcyzmów księdza Piotra z Dziadów. Myślałem, że ten język i ta skrajność, która jest w nim zawarta jest nie do przejścia. Że zagranie opętania przez szatana jest na graniczy kiczu. Ale w efekcie udało mi się to zrobić. Dlaczego? Bo oprócz techniki profesor Peryt dał mi niesamowitą wiarę. Wiarę w to, co robię, wiarę w to, że można. I to był jeden z moich najlepszych egzaminów, który zaowocował tym, że profesor zaprosił mnie do spektaklu Dziady.Widmo. Do dzisiaj mam z tyłu głowy, że on jest takim moim aniołem stróżem. Jest taką osobą, która bardzo wierzy w studentów, w to, co się robi i bardzo dużą pokłada w tym nadzieję. A czy to na starcie czy na finiszu, wiara jest nieodłącznym elementem sukcesu. Wiadomo, że te porażki i upadki są, ale wtedy trzeba właśnie sięgać po te chwile, które cię podbudowują.
Bo niestety ten zawód wcale nie jest łatwy.
Nie jest, bo to zawód bardzo labilny i nawet osoby, które mają najwięcej propozycji, też mogą się zatrzymać. Oczywiście, staram się być spokojnym, bo jestem jeszcze w tej bezpiecznej sytuacji, że jestem w szkole i mam chwilę na oddech. Może też dlatego, że w końcu znalazłem swój sposób na aktorstwo.
Powiesz, co to takiego?
Zastanawiałem się ostatnio przez jakie stany emocjonalne brnąłem, do czego musiałem się odnosić, tworząc pewne postacie i odkryłem, że jest to bardzo bliskie temu wszystkiemu, co pisał Freud. Czyli zestawienie Erosa i Tanatosa, popędu życia i popędu śmierci. Bo jak się okazało, praktycznie każdą ze swoich ról przefiltrowuję przez te dwa stany.
Kiedy odkryłeś, że tak jest?
Wydaje mi się, że taki pierwszy bodziec poczułem będąc jeszcze na roku dyplomowym w Akademii Muzycznej w Gdańsku i oszukiwałbym sam siebie, gdybym powiedział, że to nie zadziało się tam. Moja profesorka, Magdalena Boć, aktorka Teatru Wybrzeże, zaszczepiła właśnie takie myślenie we mnie. Natomiast praca wobec metody Grotowskiego przypomniał mi o tym wszystkim, o tym, że ten cały obieg postaci zaczyna się między życiem a śmiercią. I nawet w takim naszym codziennym życiu przecież jest tak samo. Dla mnie to jest takie błędne koło, w którym każdy z tych elementów wzajemnie się napędza.
/spektakl Tatarak reż. Karolina Szczypek, fot. Bartek Warzecha/ |
0 komentarze