Sztuka wyborów - rozmowa z Grzegorzem Małeckim
13:36Tchnienie to debiut reżyserski Grzegorza Małeckiego. Debiut, którego nie powstydziłby się żaden reżyser. Bo spektakl, który powstaje na scenie Teatru Narodowego jest wyjątkowy. Pod błahym z pozoru tematem ukrywają się rozterki współczesnego świata, tematy które scena teatralna często omija szerokim łukiem. - Nasi bohaterowie przez półtorej godziny na oczach widzów rozważają czym jest dobro i czym jest zło. Badają na sobie różne możliwości podejścia do życia. I dzięki temu widz dostaje sztukę o dokonywaniu wyborów - mówi Grzegorz Małecki
/próby do spektaklu Tchnienie, fot. Zbigniew Lisiecki, Teatr Narodowy/
Agnieszka Kobroń: Jak myślisz dlaczego czy to w filmie, serialu czy w teatrze lubimy oglądać szczęśliwe zakończenia?
Grzegorz Małecki: Życie zazwyczaj niedobrze się kończy. A my po prostu chcemy uwierzyć, że jednak może być inaczej. Że jest jakaś szansa na happy end. Nawet jak kochamy horrory, to zazwyczaj chcemy, żeby kończyły się dobrze. W każdym z nas jest potrzeba zobaczenia czegoś romantycznego, a czasem zwykłego i banalnego. Ja przynajmniej tak mam.
I w sztuce Duncana Macmillana, którą wyreżyserowałeś w Teatrze Narodowym odsłaniasz widzom właśnie taki kawałek życia.
Owszem, to jest sztuka, która przedstawia kawałek życia dwójki ludzi, ich miłości, ale tak naprawdę robi to wyłącznie od pewnego momentu ich relacji. Rzecz jest tak napisana, że nie znamy nawet ich imion, nie wiemy kim są, gdzie mieszkają. To sprytny zabieg, bo każdy może znaleźć tam siebie.
Ale mimo wszystko to nie przeszkadza ci, żeby w sztuce Tchnienie skupiać się na relacjach, które łączą tę dwójkę.
Podążyłem za tym jak skonstruowany został tekst Duncana Macmillana, bo to nie jest zwykła linearna opowieść. Wprawdzie widzimy wyłącznie wycinki z życia bohaterów, ale są to momenty kluczowe dla ich relacji. I dzięki temu możemy badać różnice między psychiką kobiet i mężczyzn.
Byłam ciekawa co powiesz, bo zakładam, że tekst Macmillana rozważyłeś pod każdym z możliwych kątów. Sam temat tej sztuki, czyli „zróbmy sobie dziecko”, wydaje się przecież na początku dość błahy, dopiero później okazuje się, że to bardzo mylne wrażenie.
Już gdzieś użyłem tego sformułowania, ale je powtórzę. Uważam, że Tchnienie to taka opowiastka filozoficzna w wersji light. Nasi bohaterowie przez półtorej godziny na oczach widzów rozważają czym jest dobro i czym jest zło. Badają na sobie różne możliwości podejścia do życia. I dzięki temu widz dostaje sztukę o dokonywaniu wyborów.
Często w wywiadach mówiłeś, że ta sztuka jest również odpowiedzią na pytanie: kim jesteśmy, ty sam odpowiedziałeś sobie na to pytanie?
Sztuka nie odpowiada na pytanie kim jesteśmy. Ona je zadaje. Na to pytanie przede wszystkim próbują odpowiedzieć bohaterowie, a zaraz za nimi widzowie, przynajmniej tak mi się marzy. Ja sam zadaje sobie to pytanie codziennie. Ale słusznie zauważyłaś, że sztuka jest również o tym jaki mamy cel na tej planecie, po co żyjemy, czy jesteśmy tylko sumą genów czy sumą uczuć i emocji.
/fot. próby do spektaklu Tchnienie, fot. Zbigniew Lisiecki, Teatr Narodowy/ |
I właśnie ta wielowarstwowość tematów jest jednym z powodów dlaczego uważam, że jest to jeden z lepszych spektakli jakie widziałam. Drugim jest obsada. Justyna Kowalska i Mateusz Rusin - skąd taki wybór?
Justynę Kowalską zobaczyłem po raz pierwszy na trzecim roku Akademii Teatralnej. Pomagałem Januszowi Gajosowi w prowadzeniu zajęć i muszę powiedzieć że Justyna zrobiła na nas ogromne wrażenie. Już wtedy pomyślałem, że to jest dziewczyna z którą chciałbym się spotkać w przyszłości w pracy. Oczywiście, nie sądziłem, że będzie to praca nad spektaklem w mojej reżyserii, myślałem raczej o wspólnej pracy aktorskiej. Mateusz Rusin od dawna jest moim kolegą z teatru. Miałem już przyjemność niejednokrotnie z nim grać. Zawsze uwodziło mnie u niego ogromne oddanie pracy. To człowiek wyjątkowo utalentowany, bardzo rzetelny, pracowity i chyba o podobnej wrażliwości do mojej.
Dalszą część wywiadu znajdziecie tutaj.
0 komentarze