Stowarzyszenie umarłych poetów, reż. Piotr Ratajczak
13:38Stowarzyszenie umarłych poetów w reżyserii Petera Weira to dla każdego z nas bardzo sentymentalny film, do którego powroty są niebywale ważne. I nie ma znaczenia ile razy już obejrzeliśmy tę ekranizację, bo za każdym razem potrafi ona pod innym kątem wpłynąć na swojego odbiorcę, dać mu nową perspektywę poznania. Oscarowe dzieło postanawia na deskach OCH Teatru wystawić Piotr Ratajczak, z jakim skutkiem?
/fot. Katarzyna Kural-Sadowska/
Nie wiem czy jest się tutaj nad czym szczególnie zastanawiać, bo spektakl Piotra Ratajczaka na tej scenie po prostu tonie. Mam wrażenie, że nie jest do końca przygotowany, opracowany i dopracowany pod względem koncepcyjnym. Od samego początku brakuje tego tzw. poweru, który do Akademii Weltona wprowadza przybycie nowego nauczyciela języka angielskiego, pana Keating (Wojciech Malajkat). Zaś uczniowie, którzy powinni mieć mocno zarysowane postacie też niczym szczególnym się nie wyróżniają. Owszem, to że reżyser postawił na młodych aktorów wiele temu dziełu dodaje, ale przez ramy w jakie te postacie wkłada wiele z kolei odbiera. Śmiem powiedzieć, że niektórym odbiera bardzo wiele. Jędrzej Wielecki, do którego pałam przeogromną sympatią i podziwem od zobaczenia go w roli Władzia w Ślubie Anny Augustynowicz tutaj zdecydowanie nie spełnia się jako aktor. Zaraz za nim ustawię Adriana Brząkałę świetnego w sztuce Żołnierz Królowej Madagaskaru w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego, tutaj kompletnie nie chwyta. Radomir Rospondek, który w spektaklach Moniki Strzępki jest niesamowity, wręcz doskonały, tutaj kompletnie wypada z konwencji. Nie chwyta też cała reszta postaci. Nie chwyta ich gra. Nie ma też w czym szczególnie grać, bo scenografia nie popisuje się swoim wyglądem. Wszystko jest na opak, nie tak jak powinno.
Reżyser zadbał jednak o tzw. efekt wow. I na zakończenie swojej rozprawy z dziełem postawił na wzruszenie swoich odbiorców. W tym blisko dwugodzinnym spektaklu to była jedna, jedyna scena kiedy jakaś emocja przepłynęła przez tę scenę. Maciej Musiał wcielający się w postać Neila w emocjonalny i wzruszający sposób kończy nieszczęśliwy los swojego bohatera. I to zapewne zapamiętają wszyscy, bo w całości ta scena króluje. Zapewne też, to ta scena będzie tą którą zapamięta widz po wyjściu ze spektaklu, o niej będzie rozmawiał i po tych dysputach zapewne stwierdzi że ten spektakl nie był taki zły, ale… No właśnie, zagranie Stowarzyszenia umarłych poetów powinno od samego początku do końca być jak ta ostatnia scena. Niezwykle emocjonujące. Ukazujące w sposób wnikliwy co zachodzi w uczniach kiedy na ich drodze pojawia się John Keating. Czym staje się dla nich samodzielne podejmowanie decyzji i wolność, którą w jakimś stopniu dostają. Ich wybór wolnego życia, chęci osiągnięcia tego stanu powinny grać tutaj główną rolę. Być podsumowaniem świata, który dla tej akademii, dla tych ludzi się zmienia. A tak naprawdę wszystko jest na opak, nie tak jak powinno.
/fot. Katarzyna Kural-Sadowska/ |
Stowarzyszenie umarłych poetów
tekst: Tom Schulman
reżyseria: Piotr Ratajczak
opracowanie muzyczne: Piotr Ratajczak
przekład: Bartosz Wierzbięta
dramaturgia: Maria Marcinkiewicz-Górna
scenografia i światło: Marcin Chlanda
kostiumy: Grupa Mixer
choreografia: Arkadiusz Buszko
asystentka ds. scenografii i kostiumów: Małgorzata Domańska
realizacja dźwięku: Michał Cacko
producent wykonawczy i asystent reżysera: Jan Malawski
obsada: Weronika Łukaszewska, Adrian Brząkała, Mirosław Kropielnicki, Wojciech Malajkat, Maciej Musiał/Maciej Musiałowski, Paweł Pabisiak, Radomir Rospondek, Jakub Sasak, Aleksander Sosiński, Jędrzej Wielecki
0 komentarze