Musiałam wziąć się w garść! - rozmowa z Barbarą Wypych
14:29Można powiedzieć, że to przeznaczenie zawiodło ją do Warszawy i dało możliwość dołączenia do zespołu aktorskiego w Teatrze Współczesnym. Historia jakich mało, ale pełna wiary i siły w to, że się uda. Barbara Wypych opowiada o tym jak to wszystko się zaczęło, jak dwa razy zagrała w sztuce Kamień i o najnowszym spektaklu Nim odleci w reżyserii Macieja Englerta
/fot. Magda Hueckel/
Agnieszka Kobroń: W jednym z wywiadów powiedziałaś, że za każdym razem kiedy dostajesz nową rolę, wydaje ci się, że nie podołasz - wciąż tak masz?
Barbara Wypych: Jak na razie te wątpliwości mnie nie opuszczają, mimo że mam już trochę doświadczenia zawodowego. I nieważne, czy mówimy o filmie, serialu czy teatrze, wciąż muszę się z tymi wątpliwościami mierzyć. Z tym poczuciem, że nie jestem wystarczająco przygotowana. Owszem, to jest niewygodne, można by potraktować takie rozterki jako kompleks, ale z drugiej strony uważam, że są potrzebne, ponieważ motywują mnie do dalszej pracy. Utrzymują mnie w „procesie” i jeśli tylko zaczynam czuć, że nie wiem wystarczająco dużo na dany temat, albo czegoś nie potrafię wykonać- zaczynam pracę nad materią i uzupełniam braki.
Z racji zawodu jaki wybrałaś, powinnaś chyba wychodzić z założenia: „dam radę”?
Wiadomo nie od dziś, że w zawód aktora wpisany jest egoizm. We mnie też ten egoizm jest. Jestem świadoma swojej wrażliwości, natury, warunków, itd, i po prostu z tego korzystam. Zdaję sobie sprawę jakie mam środki wyrazu i co potrafię, jaka jestem, dlatego nie staram się niczego udawać. Najważniejszy jest dla mnie rozwój. Z każdym kolejnym wyzwaniem zaczynam pracę od nowa, stąd zapewne to poczucie. Ten rodzaj niepewności jest dla mnie ekscytujący.
Kiedy dowiedziałaś się jaką rolę zagrasz w spektaklu Nim odleci w reżyserii Macieja Englerta też miałaś to poczucie, że nie dasz rady?
Miałam obawy, jak zawsze. Tekst Floriana Zellera zachwycił mnie już przy pierwszym, samotnym czytaniu. Byłam ciekawa kogo zagram. Rozczytując dramat, nie patrzyłam przez pryzmat mojej bohaterki. Koncentrowałam się bardziej na całości. Uważam, że autor przez brak chronologii, które wprowadził do swojego tekstu wyeksponował kilka wątków, które skłaniają widza do przeróżnych refleksji. Mnie najbardziej poruszyły dwa tematy. Pierwszy to ten, w jaki sposób autor pokazuje prawdziwą miłość. Miłość, która musi znosić kompromisy, która musi wybaczyć, która jest cierpliwa. A drugi to mocno eksponowany temat przemijania i odchodzenia. W pewnym momencie życia, role się odwracają i to dzieci muszą zajmować się niedomagającymi rodzicami, borykając się z ich demencją, z ich starością. Kiedy przy pierwszej próbie analitycznej usłyszałam tekst Zellera w tak doskonałej obsadzie, nie mogłam powstrzymać się od wzruszenia. Pani Marta Lipińska i pan Krzysztof Kowalewski byli wprost niesamowici. Kolejne moje marzenie zostało spełnione.
Wcale mnie nie dziwi twoje wzruszenie, bo ten związek, który tworzą na scenie porywa. Bardzo miło się na nich patrzy.
Niezwykłe jest to wszystko. Praca na scenie łączy ludzi, być może dlatego, że pracujemy na silnych emocjach; łączą nas wspomnienia, znoje prób, anegdoty, wspólne spektakle. Wieloletnia, wspólna droga zawodowa duetu, który widzowie od lat oglądają i darzą ogromną sympatią oparta jest na wzajemnym wsparciu i szacunku. Jest to rodzaj porozumienia i dopasowania, które nie wymaga wielu słów. Mimo małego doświadczenia zawodowego, też mam kilka takich osób, z którymi czuję się w pracy bardzo dobrze, z uwagi na częstą współpracę.
Dalszą część wywiadu znajdziecie tutaj.
0 komentarze