Czy warto walczyć o marzenia? - rozmowa z Wojciechem Kościelniakiem
10:43Śpiewak jazzbandu, najnowszy musical Wojciecha Kościelniaka, to opowieść o tym czy warto podążać za marzeniami i jaką cenę trzeba zapłacić żeby je spełnić. W tej historii nic nie będzie proste i jasne, a wszystko dlatego że wątek dominujący to konflikt pomiędzy tym co stare i nowe. Jakim kluczem podążył reżyser sztuki? I jakie zakończenie wybrał, aby ten konflikt rozwiązać?
/fot. Magda Hueckel/
Agnieszka Kobroń: Spektakl, o którym będziemy rozmawiać podsunął mi dość ważne pytanie. Czy o marzenia warto walczyć za wszelką cenę?
Wojciech Kościelniak: Kluczowe jest tutaj stwierdzenie “za wszelką cenę”, bo czasem cena oznacza cudze nieszczęście. I wtedy, moim zdaniem, nie warto podążać za marzeniami. Warto to robić, jeśli nie krzywdzimy przy tym innych. Oczywiście, na początek należy postawić pytanie jakie marzenie, kto je chce realizować i czy jest ono możliwe do realizacji. A ta wszelka cena brzmi dość niebezpiecznie. Jeśli zapytałaby mnie pani, czy ogólnie warto iść za marzeniami, to bez chwili wahania powiedziałbym tak. Uważam, że inaczej życie nie ma sensu. Marzenie jest czymś najpiękniejszym, czymś co powoduje że chce nam się żyć, że mamy jakiś cel, że nie wegetujemy tylko podążamy. Uwielbiam słowo marzenie i to czym jest i jak najbardziej chcę je mieć i za nim podążać.
To czym w takim razie jest to marzenie?
Marzenie jest dla mnie zjawiskiem w przyszłości, które może dać szczęście.
I taką osobą, która uwierzyła w swoje marzenie jest bohater pana najnowszego spektaklu Śpiewak jazzbandu. Porzuca dom i postanawia zostać wielkim i znanym artystą.
Bardzo dyskusyjna sprawa, bo wiele decyzji czy zdarzeń, które wydarzyły się w życiu bohatera nie mają jednowymiarowego znaczenia. Odejście Jakiego Rabinowitza z domu jest trochę jego decyzją, a trochę decyzją jego ojca, który przecież wyrzuca go z domu. Nie możemy powiedzieć, że to nasz główny bohater porzuca dom i podąża za marzeniem, bo jest to wtedy bardzo krzywdzące dla konstrukcji tej opowieści. To ojciec go wypędził, bo Jakie nie chciał iść w jego ślady, a Jakie z kolei nie chciał żyć życiem swojego ojca, dlatego odszedł.
Ale odchodzi z tego domu w bardzo młodym wieku.
W filmie w reżyserii Alana Croslanda nasz bohater jest rzeczywiście bardzo młodym chłopcem, ale w sztuce Samsona Raphaelsona, na motywach której powstał wcześniej wspomniany film, Jakie nie jest już dzieckiem. Jest mu bliżej do tak zwanej dorosłości. Więc wiele zależy od tego którą wersję przyjmiemy. Bo tam pojawia się niesubordynacja wobec świata, okrucieństwo rodziców, którzy postawili swojemu dziecku jeden warunek, albo żyjesz tak jak my, albo wynoś się z domu.
Patrząc na postawę Jakiego uważam, że miał ogromne rozdarcie wewnętrzne, pomiędzy rodziną i wieloletnią tradycją, a spełnieniem swojego największego marzenia.
Na początku trzeba uświadomić sobie jedną istotną rzecz, Jakie Rabinowitz urodził się już w Nowym Jorku, czyli tzw. Nowym świecie. Jego rodzice najprawdopodobniej byli emigrantami, którzy uciekali przed prześladowaniami. To byli ludzie, którzy przywieźli do Stanów Zjednoczonych ogromną traumę. W ich pojęciu przetrwali to wszystko tylko dlatego, że mieli bardzo silne zasady i trzymali się razem. I teraz zwróćmy uwagę, że kiedy udało im się coś osiągnąć, udało im się wyjść z tej traumy, można powiedzieć że zapomnieć, to słyszą od swojego jedynego dziecka, że ich zasady nie są dla niego wcale ważne, że jego interesuje jakiś zgiełk - czyli jazz. To jest dokładnie to samo, co stało się z młodzieżą lat 60. Można ją nazwać pokoleniem dzieci rodziców, którzy wygrali II wojnę światową. Oni marzyli wtedy o stabilizacji, o małych domkach z ogródkiem, chcieli mieć po prostu spokój. A wszystko to dlatego, że w głowach mieli tylko chaos, dekonstrukcję świata, wojnę i rozlew krwi. W związku z tym ten mały porządek był dla nich czymś pięknym. Natomiast, ich dzieci, tak jak Jakie Rabinowitz, odrzuciły takie życie - szukały tego, co niepokorne, nowe, nieokiełznane. Więc to pokazuje, że wiele zależy od punkt widzenia, bagażu doświadczeń.
Dalszą część wywiadu możecie przeczytać tutaj.
0 komentarze