Nowy (wspaniały?) świat. Wywiad z Magdą Szpecht i Łukaszem Wojtyską
19:40Już za chwilę spektakl Wracać wciąż do domu będzie miał premierę na festiwalu teatralnym w Japonii, a za kilka miesięcy będzie można zobaczyć go również w Polsce w TR Warszawa. Przedstawienie powstaje w koprodukcji Festival/Tokyo, Instytutu Adama Mickiewicza i TR Warszawa. O podróży w czasie do świata po katastrofie klimatycznej opowiadają reżyserka spektaklu Magda Szpecht oraz autor adaptacji i dramaturg Łukasz Wojtysko
/fot. mat.prasowe TR Warszawa/
Agnieszka Kobroń: Naszą rozmowę chciałabym zacząć od przybliżenia spektaklu czytelnikom. O czym jest książka Ursuli K. Le Guin Wracać wciąż do domu?
Łukasz Wojtysko: Książka Le Guin została napisana w 1985 roku. Opowiada o społeczności, która żyje kilkaset lub tysiąc lat po zniknięciu współczesnej cywilizacji. Amerykańska pisarka zaczyna swoją opowieść tam, gdzie zazwyczaj kończy się opowieść science-fiction. Doszło do katastrofy klimatycznej. Nie oglądamy jednak upadku, walki o wodę lub pożywienie, ani strasznej, stechnologizowanej przyszłości. Widzimy świat, który zdążył się odrodzić i jest wobec naszego alternatywny. Lud przedstawiony w książce nazywa się Kesh. Na skutek traumatycznego doświadczenia żyjący w nim ludzie zmienili swój stosunek do natury, a w ich języku nie ma czasownika określającego „posiadanie”. Książka jest czymś w rodzaju dziennika antropologicznego. Poznajemy zwyczaje ludu Kesh, ich piosenki, tańce, a także najważniejsze święta. Bohaterką spektaklu jest także postać o imieniu Stone Telling (Mówiąca Skała), która urodziła się wśród ludu Kesh i nie znała swojego ojca. W pewnym momencie okazuje się, że pochodzi on z zupełnie innej społeczności.
Magda Szpecht: Obserwujemy proces dorastania i kształtowania się tożsamości głównej bohaterki. W spektaklu interpretujemy i przetwarzamy jej opowieść życia, autobiografię, wspomnienia. Drugim bohaterem jest łagodna kultura ludu Kesh. Zarazem bliska i odległa od naszej rzeczywistości. Pokazująca, czym moglibyśmy, czym jeszcze możemy się stać.
Czyli jest to świat inny od tego współczesnego?
Ł.W.: Z jednej strony, mamy futurystyczną, odległą w czasie rzeczywistość. Świat, którego lądy i morza wyglądają zupełnie inaczej. Z drugiej strony, pod kątem fabularnym ta książka wydaje się być połączeniem Alicji w Krainie Czarów i historii Pocahontas, a więc czegoś dobrze nam znanego, wręcz klasycznego.
M.Sz.: To uniwersum, które można porównać ze Śródziemiem stworzonym przez Tolkiena. Z taką różnicą, że jest mocno zakorzenione w prawdziwym świecie, którego odchodzenie Le Guin obserwowała jako dziecko. Jej ojciec - Alfred Kroeber był antropologiem, badającym kulturę rdzennych Amerykanów. Współpracował z ostatnim człowiekiem pochodzącym z ludu Yana. Nazwano go Ishi, co w języku Yana znaczy po prostu „człowiek”. Według tradycji, żaden Yana nie mógł zdradzić swojego imienia, dopóki nie został oficjalnie przedstawiony przez inną osobę ze swojego ludu. Kiedy antropolodzy zapytali Ishiego o imię, odpowiedział, że go nie ma, ponieważ nie ma już nikogo, kto mógłby je wypowiedzieć. Jego wstrząsającą historię opisała matka Ursuli Le Guin, Theodora Kroeber w książce pt. Ishi, człowiek dwóch światów.
Wracać wciąż do domu to dzieło wielowymiarowe, utkane z faktów i fikcji, opowieści i wierszy, magii i sztuki, mocno inspirowane nie tylko antropologią i archeologią, ale przede wszystkim rdzenną kulturą amerykańską, brutalnie zniszczoną przez białych ludzi. W powieści najszerzej opisane są dwie fikcyjne społeczności - ludzie Kesh oraz ludzie Kondora. Ci pierwsi rozwijają swoją duchowość i są głęboko związani ze światem natury, a zwierzęta i rośliny to dla nich istoty takie same jak ludzie. Najważniejszą cechą ludzi Kondora jest natomiast dążenie do rozwoju technologicznego i pragnienie zdobywania nowych ziem. W spektaklu skupiliśmy się głównie na świecie ludzie Kesh, ponieważ wydał nam się najbardziej różny od współczesności.
Co oprócz różnic kulturowych jest dla was w tym spektaklu najważniejsze?
M.Sz.: Ekologia. Marzenie o końcu dominującej pozycji człowieka jako władcy wszelkiego stworzenia. Ważną częścią spektaklu są materiały wideo, przedstawiające polską i japońską naturę. Szukaliśmy miejsc, w których nie doszło do ingerencji człowieka albo zostały opuszczone, więc dzika przyroda mogła tam powrócić.
Ł.W.: Przeczytałem ostatnio artykuł Jonathana Franzena mówiący o tym, że uniknięcie katastrofy ekologicznej jest już niemożliwe. A skoro nie da się tego odwrócić to powinniśmy się skupić na tworzeniu mocnych relacji społecznych, na szacunku do ziemi, która daje nam jeść. W sytuacji globalnego kryzysu tylko to może nam pomóc.
Lud Kesh wydaje się tego świetnym przykładem.
Ł.W.: Tak. Bardzo interesujące wydaje mi się to założenie Ursuli Le Guin, że ludzie przyszłości zmienili się nie dlatego, że mieli dobrą wolę, ale dlatego że doświadczyli katastrofy klimatycznej, globalnej traumy. I ta trauma przyczyniła się do stworzenia nowej wizji świata.
M.Sz.: Ludzie przyszłości powrócili do sposobu funkcjonowania, który w tamtym miejscu był naturalny dla rdzennych mieszkańców. Wrócili do domu, rozumianego nie jako miejsce, ale jako sieć relacji ze wszystkimi bytami otaczającego świata.
Skąd w ogóle pomysł, aby wziąć na warsztat książkę Ursuli Le Guin i realizować ją w Japonii? W waszym zespole są przecież polscy i japońscy twórcy.
M.Sz.: Moja współpraca z Festival/Tokyo trwa już kilka lat, od początku bardzo zależało mi na stworzeniu spektaklu z polskimi i japońskimi performerami. Dzięki wzajemnej ciekawości i wielu wizytom japońskich kuratorów w Polsce, okazało się to wspólnym marzeniem. Przy okazji stulecia współpracy dyplomatycznej między Polską a Japonią pojawiła się możliwość koprodukcji Festival/Tokyo, Instytutu Adama Mickiewicza i TR Warszaw. Długo zastanawiałem się, jaki temat mogłabym wziąć na warsztat. Chodziło mi o to, by stworzyć spektakl, który nie będzie ani polski, europejski ani japoński, azjatycki; nie będzie się odnosić wprost do żadnej z tych kultur. Jednocześnie chciałam kontynuować eksplorowanie tematów, które są mi najbliższe w twórczości artystycznej - pozaludzki świat natury i feminizm. Wracać wciąż do domu idealnie się do tego nadaje. Jest w nim przedstawiony inny świat, inna perspektywa i inny język.
/fot. mat.prasowe TR Warszawa/ |
Skoro o tym mowa, to w jakim języku będą mówić na scenie aktorzy?
M.Sz.: Le Guin zapisuje w swojej książce język ludu Kesh. Jest to język przypominający brzmieniem mowę rdzennych Amerykanów. My natomiast postanowiliśmy nie przyporządkowywać narodowości do języka. Dlatego w naszym spektaklu aktorzy będą wymieniać się językami: japońskim, angielskim i polskim. Polscy aktorzy część tekstu będą mówili po japońsku, a japońscy - po polsku. Bardzo ważne jest dla nas zachowanie równowagi pomiędzy tymi językami.
Ł.W.: Wyobraziliśmy sobie świat, w którym na jednym terenie mieszkają ludzie posługujący się różnymi językami. Oni wszyscy tworzą jedną postać Stone Telling, więc ta wspólnotowość ma również taki praktyczny charakter w spektaklu. Jest to świat, w którym dochodzi do wymiany. Podobnie jak w naszym procesie pracy. Tu też dochodziło do wymiany kulturowej.
Jak pracowało się w takim polsko-japońskim składzie? Jak wyglądał proces?
M.Sz.: Na początku szukaliśmy różnych sposobów bycia razem. Poza językiem. Wynikających w kontaktu z własnym ciałem i z ciałami innych. Choreograf Paweł Sakowicz pracował z performerami nad wytworzeniem fizycznej bliskości, która jest niezwykle ważna w takiej pracy. Drugim elementem zbliżającym ludzi w błyskawicznym tempie jest wspólne wykonywanie muzyki - w spektaklu aktorzy grają na żywo kompozycje Krzysztofa Kaliskiego. Myślę, że taka współpraca oparta na wymianie doświadczeń i umiejętności jest niesamowicie owocna i ekscytująca dla wszystkich członków zespołu.
Ł.W.: Ale w zespole jest również drugi dramaturg – Ken Takiguchi. Tutaj też dochodziło do dramaturgicznej wymiany kulturowej. Współtworzyliśmy scenariuszowy team. Ja zajmowałem się adaptacją, a on – niczym podczas filmowej produkcji – czytał i dawał uwagi, zwracając przede wszystkim uwagę na różnice pomiędzy polską i japońską publicznością.
Więcej o spektaklu znajdziecie tutaj.
0 komentarze