Aktorstwo do zawód, który ma wiele obliczy - rozmowa z Filipem Krupą
11:41Możecie go spotkać w teatrze i w kinie, a także usłyszeć w filmach dubbingowych. I prawdą jest, że chciałby zajmować się każdą z tych dziedzin. Dlaczego? Jak sam mówi dobrze jest mieć kontakt z różnymi dziedzinami aktorstwa, żeby nie zardzewieć. O tym jak zaczęła się ta przygoda opowiada Filip Krupa
Agnieszka Kobroń: Ostatni raz na scenie teatralnej widziałam cię w spektaklu Na zachodzie bez zmian w reżyserii Karoliny Kirsz, teraz częściej można zobaczyć cię chyba przed kamerą?
Filip Krupa: W ostatnim czasie rzeczywiście tak jest, częściej przed kamerą niż na scenie. Ale, żeby nie było, nie zniknąłem z teatru na dobre (śmiech). Gram w warszawskim Teatrze Capitol w sztuce Cudowna lampa Aladyna oraz w jednym wędrującym spektaklu Oratorium o mleku.
Kojarzę spektakl Oratorium o mleku w reżyserii Sławomira Narlocha z Festiwalu Nowe Epifanie.
I to właśnie Festiwal Nowe Epifanie sprawił, że nasz spektakl zyskał dłuższą formę. Zapewne też dzięki tej rozbudowanej formie udało nam się jeszcze zagrać na Międzynarodowym Festiwalu Szkół Teatralnych iTSelF, a potem pojechać na 9. Forum Młodej Reżyserii do Krakowa, gdzie Sławomir Narloch zdobył nagrodę za reżyserię spektaklu Oratorium o mleku.
Skoro już ustaliliśmy, że wciąż możemy spotkać cię na teatralnych deskach, to teraz pora zacząć od początku twojej pracy w teatrze. Pamiętasz swój debiut sceniczny?
Byłem wtedy na trzecim roku Akademii Teatralnej i zostałem zaproszony do Teatru Capitol we Wrocławiu, gdzie zagrałem w spektaklu Joplin w reżyserii Tomasza Gawrona. Taka trochę wariacja na temat życia Janis Joplin, a trochę koncertem Natalii Sikory, która wcielała się w główną bohaterkę. To była jednak krótka przygoda, zrobiłem zastępstwo i udało mi się zagrać ten spektakl - niestety - tylko dwa razy.
Czy Wrocław to jakiś przypadek?
Nie do końca, bo przez rok studiowałem we Wrocławiu w Akademii Sztuk Teatralnych na Wydziale Lalkarskim. Mogę powiedzieć, że moja droga do Akademii Teatralnej w Warszawie była dość zawiła (śmiech). Po maturze nie udało mi się dostać do żadnej państwowej szkoły teatralnej więc uczyłem się aktorstwa w krakowskim Lart StudiO - tam spędziłem rok. Potem zdałem na Wydział Lalkarski do Wrocławia, gdzie minął kolejny rok. Byłem już bliżej celu, ale to ciągle nie był wydział dramatyczny. Trzecie podejście okazało się szczęśliwe - dostałem się do warszawskiej szkoły na wymarzony wydział.
Rok studiów na Wydziale Lalkarskim nauczyłeś się czegoś?
Można powiedzieć, że złapałem trochę luzu, przestałem do wszystkiego podchodzić tak strasznie na poważnie. Jak to się stało? Po prostu zmieniłem swoje myślenie o tym zawodzie. O sobie uprawiającym ten zawód. I dobrze, że tak się stało, bo wcześniejsze spięcie było dla mnie bardzo demobilizujące. Na Wydziale Lalkarskim zrozumiałem, że nie da się wszystkiego perfekcyjnie przeprowadzić. Energią można zdziałać cuda.
Dalszą część wywiadu możecie przeczytać tutaj.
0 komentarze