Dobrobyt, reż. Árpád Schilling

14:08

Niby wszystko w tym spektaklu jest zwyczajne. Zwyczajna młoda para, która ciekawym zrządzeniem losu spędza weekend w ekskluzywnym hotelu. Zwyczajny hotel, oferujący pokoje z widokiem na morze. I zwyczajni goście, którzy kochają luksus i pieniądze. Niby wszystko jest takie piękne i sielankowe. Czegoż chcieć więcej? Tylko, że Árpád Schilling nie pozwoli swojemu widzowi na dłuższą chwilę wytchnienia i odpoczynku, zaraz prawdziwe oblicza wszystkich bohaterów i ich intencje wyjdą na jaw

/fot. Szymon Rogiński/

Szybko zauważymy, że obowiązują tutaj twarde reguły i zamknięcie w określonych społecznych ramach, których przekraczać niewolno. A nad ich przestrzeganiem pełni dozór czujna Dyrektorka (Ewa Skibińska) i Obsługa (Michał Jarmicki). Dlatego szybko przestaje nas dziwić, że Wera (Natalia Łągiewczyk) i Jakub (Wiktor Loga-Skarczewski) nie mogą korzystać ze wszystkich udogodnień hotelu, bo nie zapłacili za swój pobyt a „wygrali” go w loterii. Więc, z tego punktu widzenia, są tutaj kimś gorszym. Gorzej usytuowanym. Można by pomyśleć, że skoro wygrali ten pobyt, a nie zapłacili za niego, to pewnie są z tej biedniejszej klasy społecznej, która to nie może pozwolić sobie na takie luksusy. Oboje są w tym wypadu gorzej traktowani, tyle że na Werze odbija się to bardziej, ona nie może znieść takiego traktowania, tych ludzi i spojrzeń. Natomiast, Jakub szybko znajduje sobie nowych przyjaciół: Bogatego Mężczyznę (Arkadiusz Brykalski) i Bogatą Kobietę (Anna Ilczuk) i zaczyna grać na ich zasadach. I nagle jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko się zmienia, już nie jest miło i przyjemnie. A Wera, która nie może dopasować się do świata, w którym się znalazła zostaje stłamszona i odrzucona. Co rozmowa ze Sprzątaczką (Klara Bielawka) hotelu jeszcze bardziej jej uświadamia. Jak to mówią: kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. 

I tak ten zwyczajny spektakl przeradza się w opowieść o świecie w którym żyjemy. W opowieść o władzy i rządach, którym zostajemy poddani. W brutalną prawdę. Uświadamia, że system jest tym do czego powinniśmy się dostosować, bo każde odstępstwo może doprowadzić do dość żałosnego końca. Bez żadnego wyjątku. Wera zostaje porzucona nawet przez ukochanego, bo nie dostosowuje się do reguł narzuconych przez grupę silniejszych. Árpád Schilling pokazuje tutaj w dość bezpośredni sposób, nam wszystkim, że jesteśmy bezsilni wobec tych wszystkich nakazów i zakazów, które ustala władza. Że nasza walka jest po prostu idiotycznym oporem, rozumianym tylko przez walczących. Bo przecież w tym wypadku to oni są „ci gorsi”. A system, niczym Dyrektorka hotelu, i tak zrobi z nami co zechce, żeby prawidłowe funkcjonowanie wyższej instytucji nie zostało zaburzone. Reżyser ustawia wszystko w wizji apokaliptycznej. W jego mniemaniu jesteśmy grupą looserów. Największych przegranych tego świata. I naprawdę trudno się z nim nie zgodzić, patrząc na to co dzieje się teraz w Polsce, na to co dzieje się teraz na świecie. Naprawdę, w tym momencie jestem gotowa podpisać się pod jego słowami, bo sama widzę, że chęć zmiany prowadzi donikąd. A władza i tak zawsze ma ostatnie słowo. Czuję rezygnację. Z kolei dostosowanie się do reguł i zasad ustalonych prze „silniejszych”, odrzuca i oburza. Dlatego większość z nas czuje też bezsilność. Więc, gdzie w tym momencie najlepiej się ustawić? Po której stronie opowiedzieć?

Z pomocą przychodzi postać Sprzątaczki, milcząca właściwie przez cały spektakl w końcowych minutach jego trwania, wypowie słowa, które może i zszokują, ale pokażą gdzie leży środek tych działań. Że najlepiej w tym wszystkim mają ci, którzy cichutko robią to co chcą, może i czasem za to oberwą, ale jak im się uda zrealizować plan to są wielkimi wygranymi. Árpád Schilling po prostu najlepiej jak umiał scharakteryzował te podziały na których opiera się współczesny świta. I są to podziały niebywale mocne i prawdziwe. A co my z nimi zrobimy… Przynajmniej oglądając ten spektakl możemy spodziewać się jaki będzie tego koniec. Niestety, smutne, ale jakże to wszystko prawdziwe.

I patrząc na to jak łatwo Jakub daje się przekonać Bogatemu Mężczyźnie i Bogatej Kobiecie w obraniu „właściwego” kierunku, mam wrażenie że ta ludzka zmienność i niestałość jest po prostu wpisana w nasz charakter i codzienne życie. Że wystarczy jeden mały gest, jedno małe słowo aby człowieka zmanipulować i zagrać na ideach, w które on wierzy. A to też pokazuje jakimi zasadami rządzi się świat. To wszystko sprawia, że im bardziej człowiek zagłębia się w spektakl tym większy czuje dyskomfort, nie chce oglądać tego co przecież tak długo od siebie wypierał. Nie chce zobaczyć jak bardzo biało-czarny (wbrew wszystkiemu i wszystkim) jest świat. Ten dyskomfort dodatkowo potęgują aktorzy. Kreują postacie, które zrobią wszystko abyśmy nie rozsiedli się wygodnie na widowni a czynnie uczestniczyli w tym co dzieje się na scenie. Abyś będąc częścią tego dzieła dali przyzwolenie na to co się na niej dzieje. I to właśnie dzięki aktorom ten spektakl nabiera mocniejszego wyrazu, jeszcze bardziej w nas grzęźnie i pozostaje, nawet kiedy na dobre opuścimy teatr. Dlatego wszystkich aktorom należą się tutaj słowa uznania, bo to dzięki nim ten spektakl jest tak głęboki i prawdziwy.

/fot. Szymon Rogiński/
Dobrobyt
reżyseria: Árpád Schilling
scenariusz: Juli Jakab, Árpád Schilling, Éva Zabezsinszkij
tłumaczenie tekstu: Daniel Warmuz
muzyka: Marcell Dargay
projekcje wideo: Szymon Rogiński
asystent autora projekcji wideo: Krzysztof Bagiński
reżyseria światła: Piotr Pieczyński
współpraca kostiumologiczna: Bożena Zaremba
asystentka reżysera: Pamela Leończyk
inspicjentka: Barbara Sadowska
obsada: Klara Bielawka, Arkadiusz Brykalski, Anna Ilczuk, Michał Jarmicki, Wiktor Loga-Skarczewski, Natalia Łągiewczyk, Ewa Skibińska

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE