Moja Raniewska jest sumą zależności, współgrania, dialogu… - rozmowa z Grażyną Barszczewską
15:18Wiśniowy sad to jeden z najwybitniejszych dramatów Antoniego Czechowa, który od listopada oglądać możemy na scenie Teatru Polskiego w Warszawie. W postać Lubow Raniewskiej wciela się Grażyna Barszczewska, którą zresztą nie pierwszy raz możemy zobaczyć w tej roli. - Wiśniowy sad dla każdego jest w jakiś sposób bliski. Ludzie tęsknią do prawdy, do tych wartości, które budzą najszlachetniejsze uczucia, nie tylko nostalgię ale i refleksję - mówi aktorka
/fot. Krzysztof Bieliński/
Agnieszka Kobroń: Debiutowała pani w sztuce Czechowa, czy to sprawiło że jest on dla pani w jakiś sposób ważniejszy?
Grażyna Barszczewska: Zagrać ważną rolę w sztuce Czechowa, to zawsze jest święto dla aktora. To przecież autor z najwyższej teatralnej półki, poruszający problemy, które nigdy nie tracą na ważności, a aktorowi dają ogromne możliwości interpretacyjne. Rzeczywiście, tym świętem - Niną Zarieczną w Mewie - obdarował mnie los na początku drogi zawodowej i teraz, nie po raz pierwszy zresztą, Lubow Raniewską w Wiśniowym sadzie. Może reżyserzy wierzą, że potrafię bez fałszu wpisać się w świat problemów i emocji Czechowa?
To nagroda, ale i spore wyzwanie.
Mówiąc, że jest to autor, który porusza problemy nietracące na wartości ma pani na myśli, że w Wiśniowym sadzie w reżyserii Krystyny Jandy w Teatrze Polskim widz ma się spodziewać odniesień do aktualnych tematów?
My nie robimy tutaj żadnego ukłonu w stronę aktualności i bardzo dobrze. Zarówno Krystyna Janda jako reżyserka jak i my aktorzy żadnych aluzji, czy puszczania oka do widowni a propos tego co się obecnie dzieje nie robimy, a jednak Wiśniowy sad jest przedstawieniem niezwykle aktualnym, współczesnym, w opinii nie tylko ludzi teatru ale także widzów.
Wspomniała pani że grała już Lubow Raniewską. I z tego co udało mi się dowiedzieć było to we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Spektakl reżyserował Andro Enukidze. Przygotowując się do wywiadu przeczytałam pani wypowiedź, gdzie pada stwierdzenie, że nie pamięta pani tamtej Raniewskiej.
Niewiele pamiętam, to prawda. Minęło sporo lat i sporo innych ról, które zatarły obraz tamtej realizacji. Dobrze wspominam tamto wrocławskie przedstawienie, współpracę z reżyserem i zespołem Teatru Współczesnego, ale niewątpliwie była to inna Raniewska, bo i ja byłam inna i inne były wybrane w spektaklu akcenty. Raniewska to postać bardzo bogata wewnętrznie, skomplikowana, niejednoznaczna.
Ale tak jak wtedy i dzisiaj w Teatrze Polskim moja Raniewska jest sumą zależności, współgrania, dialogu - także tego bezsłownego - z innymi postaciami. Żeby sztuka dobrze się opowiadała, to w zespole, jak w orkiestrze, każdy instrument musi zagrać bez fałszu, na najwyższym poziomie swoją partię. Rola każdej koleżanki, kolegi w spektaklu pracuje na mnie, a ja swoją interpretacją przyczyniam się także do pełni ich postaci. Muszę powiedzieć, że ten czas intensywnych prób z Krystyną Jandą i współpraca z koleżankami i kolegami dała mi ogromną radość i satysfakcję. I teraz kiedy gramy, widzę, że tę dobrą energię przenieśliśmy przez teatralną rampę na widownię.
Wie pani, w tym naszym pokręconym, dziwnym zawodzie są takie piękne chwile, jak np. wtedy, kiedy czekając za kulisami na swoje wejście na scenę, śledzę dobrze graną scenę przez kolegów i wzruszam się i bawię nawet po raz kolejny zapominając o całej zawodowej kuchni.
Ale wydaje mi się, że przez to jak Raniewska jest skomplikowana, ile się u niej w życiu działo i dzieje, sprawia że oddanie tej postaci w pełnej krasie jest bardzo wymagające.
Nie będę ukrywać, że ta rola sporo mnie kosztuje… Gram najrzetelniej, najlepiej jak potrafię, wkładam w to moje doświadczenie, rzemiosło, emocje, nerwy i zdrowie. Kiedy wracam późnym wieczorem po spektaklu do domu, to niełatwo wyhamować rozedrgane emocje i często druga, trzecia w nocy nie jest jeszcze dla mnie czasem snu. Ale tak być musi, nazywam to BHP tego zawodu, w którym się przecież spełniam od wielu lat, więc nie, nie, broń Boże nie narzekam!
Dalszą część wywiadu możecie przeczytać tutaj.
0 komentarze